Wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, ogrom wzruszeń i bezgraniczny zachwyt - tak było w piątkowy wieczór w Klubie Żak, do którego zawitała Zola Jesus. Genialna wokalistka zakończyła w Gdańsku europejską trasę koncertową wyjątkowym występem - wykonała swoje kompozycje wraz z NeoQuartetem, rodzimym kwartetem smyczkowym, nadając im zupełnie nowy wymiar i jeszcze większą siłę rażenia.
Gdy skórę przeszywa dreszcz
Tego głosu nie da się pomylić z żadnym innym. Nika Roza Danilova, występująca pod pseudonimem Zola Jesus śpiewa pięknie i tak potężnie, że słuchaczy zalewa momentalnie fala emocji, które trudno opanować i która zostaje z odbiorcą na długo. Wstrzymany oddech, łzy cisnące się do oczu, doznania metafizyczne to tylko namiastka odczuć, które potrafi wywołać sztuka tej niezwykłej artystki. Żakową publiczność oczarowała momentalnie, wprawiając w osłupienie i zachwyt. Tego wieczoru nie było chyba na widowni nikogo, kto nie poczułby choćby iskierki ekscytacji, dreszczy, czy gęsiej skórki.
Spektrum inspiracji Zoli Jesus jest bardzo szerokie i plasuje się gdzieś pomiędzy muzyką klasyczną, elektroniczną i alternatywnym popem. Klasyczne wykształcenie i śpiew operowy to dla niej tylko punkt wyjścia do poszukiwania własnej drogi artystycznego wyrazu - kocha eksperymenty i chętnie sięga po dźwięki głośne, hałaśliwe, pokręcone, awangardowe. Jej sztuka to nieoczywiste brzmienie i stałe odkrywanie czegoś nowego, choćby poprzez współpracę z artystami z różnych muzycznych bajek.
Twórcza wymiana energii i poruszający minimalizm
Z radością przyjęła więc zaproszenie i podjęła współpracę z gdańskim NeoQuartetem, by wystąpić w gdańskim Żaku na jedynym w swoim rodzaju koncercie wraz z kwartetem smyczkowym. Dzięki temu jej utwory nabrały nowego wymiaru - brzmiały dostojnie, zbliżając się ku muzyce klasycznej, podkreślone jej głosem, a zarazem potężnie i mrocznie. Wymiana energii pomiędzy artystami i możliwość podziwiania tego porozumienia tu i teraz była doświadczeniem absolutnie niepodrabialnym. Tak prezentowała się pierwsza część występu.
Druga połowa koncertu należała już natomiast tylko do Niki, która zasiadła przy fortepianie, by wyrazić emocje jeszcze dobitniej, by poruszyć jeszcze głębiej. Ten minimalizm był niezwykle skuteczny. Zaśpiewała jeszcze kilka kompozycji akompaniując sobie na klawiszach. Dodała do wokalu odrobinę pogłosów i elektronicznych przesterów, co tylko wzmocniło efekt końcowy.
Gigantyczna siła rażenia i ważne przesłanie