Czytając artykuły na tej stronie wielokrotnie mogliście przekonać się już o wyjątkowości muzyki wywodzącej się z Islandii. Ilekroć odkrywam zespół z tej pięknej krainy, znajduję w jego twórczości eklektyzm, nieoczywiste rozwiązania brzmieniowe i charakterystyczną emocjonalność. Tak było z Sólstafir, Misþyrming, Dark Morph, PORT, czy niedawno recenzowanym Hugar. Nie inaczej jest z projektem Hist og.
Miał być eksperymentalnym,
jednorazowym przedsięwzięciem stworzonym na potrzeby festiwalu, na szczęście szybko
jednak okazało się, że na tym zespołowa historia się nie skończy. Hist og powstał
przed dwoma laty, na potrzeby Norður og Niður, organizowanego przez muzyków
Sigur Rós, z inicjatywy trójki artystów znanych i cenionych na islandzkiej
scenie alternatywnej - Eiríkura Orri Ólafssona, Róberta Reynissona i Magnúsa
Trygvason Eliassena, związanych z grupami múm, amiina oraz Sin Fang. Muzyków, którzy mieli
stworzyć kilka utworów i wykonać je razem podczas koncertu, połączyła przyjaźń
i zamiłowanie do dźwięków niezależnych, wymykających się gatunkowej klasyfikacji,
w wyniku czego postanowili kontynuować wspólną działalność. Efektem ich pracy
jest debiutancki album, który ukazał się w miniony piątek.
"Days Of Tundra" buduje
sześć niezwykłych kompozycji, będących wypadkową muzycznych inspiracji każdego
z członków zespołu. To propozycja dla miłośników dźwiękowych podróży w
nieznane, otwartych na nowe doznania. To album wielowarstwowy, mieniący się
odcieniami jazzowych improwizacji, ambientowej klimatyczności, post rockowej
przestrzeni i klasycznego wyrafinowania, które dopełniają elementy muzyki etnicznej.
Wyjątkowy, niepowtarzalny, doskonały.
Stworzony przez doświadczonych muzyków dla wymagających słuchaczy, kochających
muzyczne zaskoczenia, a zarazem ceniących sobie melodyjność.
Już od pierwszych taktów płyta
hipnotyzuje, wprowadzając odbiorcę w błogi stan relaksu, a jednocześnie
intrygując zmianami tempa, połamanymi rytmami i gatunkowymi kontrastami. Wyraźnie
da się odczuć, że jej nagrywaniu towarzyszyła pozytywna energia i radość wspólnego
tworzenia. Autorem większości kompozycji (poza "Cataract") jest Eiríkur
Orri Ólafsson, który na albumie zagrał na trąbce i klawiszach, wzbogacając
brzmienie utworów elektronicznymi pasażami, jednak w ostatecznym zaaranżowaniu całości
wspomogli go Róbert Reynisson, odpowiedzialny za partie gitar, basu
bezprogowego i instrumentu strunowego charango, przypominającego nieco
mandolinę oraz perkusista Magnús Trygvason Eliassen.
Album rozpoczyna perkusyjna zaczepna
partia, tajemniczy puls elektroniki i wyłaniająca się z mroku przepiękna partia
trąbki w "Arpah", która z czasem nabiera intensywności, budując wraz
z gitarą akustyczną melancholijną, a jednocześnie urzekającą lekkością melodię.
Pod koniec kompozycja nabiera eksperymentalnego charakteru dzięki perkusyjnym i
elektronicznym szaleństwom, na tle których znów króluje trąbka. W "Sun
Seer" dominują brzmienia charango, dzięki gościnnemu udziałowi Alberta
Finnbogasona. Minimalizm i elementy etniczne, łączą się tu z tanecznością i
jazzowymi improwizacjami.
"Slyther" niepokoi
tajemniczymi pogłosami, wycofaną melodią trąbki i pełnymi chłodu ambientowymi
stukami. Utwór wieńczy delikatna, wyciszająca partia klawiszy. "Phosphor"
płynie lekko niczym piękny sen, zachwycając elektronicznymi smaczkami i
flagowym dla albumu brzmieniem trąbki. Nastrojowość "Cataract" pod
koniec przełamana zostaje zgrzytami, niespodziewanym wykorzystaniem brzmienia "pozytywki"
oraz perkusyjnymi i dętymi szaleństwami. Całość wieńczy eksperymentalny "Smarf",
pełen nieoczywistych zgrzytów, skrzypień, pogłosów i perkusyjno-elektronicznych
wariacji, zaskakujący urokliwą wokalizą.
Pomysłowość muzyków zapiera dech
i sprawia, że do płyty chce się wracać w każdej wolnej chwili. Zasłuchując się
w poszczególnych rozwiązaniach brzmieniowych i zachwycając się technicznym
kunsztem przy każdym kolejnym odsłuchu odbiorca uświadamia sobie, jak wiele
tajemnic wciąż skrywa przed nim ten album, a jednocześnie daje się ponieść magii
i lekkości płynącej z dźwięków. To muzyka pełna emocji, bardzo intymna,
osobista, mistyczna, pozwalająca marzyć i zapomnieć o codziennym pędzie donikąd.
Dobrze, że powstają jeszcze takie płyty.
10/10
Posłuchaj albumu: Hist og - Days Of Tundra