wtorek, 28 października 2025

Ekscytująca podróż na gatunkowe pogranicze, czyli o jesiennej edycji 28 Festiwalu Jazz Jantar

Pięć dni wypełnionych muzyką, kilkanaście koncertów w różnych przestrzeniach i różnych formatach, intensywne emocjonalne doznania, a wszystko to w miłej, kameralnej atmosferze. Jesienna odsłona 28 edycji Festiwalu Jazz Jantar, podobnie jak jej wiosenna część przyniosła ogrom wzruszeń, moc doświadczeń i wspaniałe wspomnienia. Miałam przyjemność wziąć udział w czterech z pięciu festiwalowych dni - każdy z nich był nieco inny, ale w równym stopniu wart uwagi, pokazując raz jeszcze, że jazz niejedno ma imię i niejednym może zaskoczyć. 

 

Theon Cross

 

Wymykając się klasyfikacji 

Z czym kojarzy wam się jazz? Z ekspresją bliską muzyce klasycznej? Z czymś bardzo eleganckim? Zbyt wyrafinowanym? Zbyt zachowawczym? A może za trudnym?  Nic z tych rzeczy - jazz to niezwykła, wspaniała i pełna wrażeń podróż, co z nawiązką udowodnili chyba wszyscy artyści tej edycji Jazz Jantaru, a w szczególności opisani w tym akapicie. 

Mają własny muzyczny język i w szczególny sposób porozumiewają się na scenie, o czym opowiedzieli podczas występu dość obszernie. W swojej karierze współpracowali z tak różnorodnymi artystami jak choćby Tigran Hamasyan, Louis Cole, Wayne Krantz, George Harrison, Chaka Khan, Sting, Snoop Dogg, Prince, Pearl Jam, Beck czy Joshua Redman. Amerykańska grupa Kneebody gra po swojemu, nie oglądając się na trendy i łączy często skrajnie odmienne dźwięki, budując z nich nową jakość. W Gdańsku zagrała koncert fenomenalny - pełen ciepła, pozytywnej energii i hiphopowo-funkowego pulsu, który na długo pozostanie w pamięci jazz jantarowej publiczności. 

Nate Wood, Kneebody

 

W czwartkowy wieczór ta muzyka sprawdziła się idealnie, wlewając w duszę ogrom pozytywnych odczuć. Pulsowała, kołysała, wprawiała w dobry nastrój, a co więcej ogromną przyjemność sprawiało obserwowanie muzyków na scenie - ze względu na wspomniany język komunikacji, jak i niebagatelne umiejętności basisto-perkusisty Nate'a Wooda, który wziął na siebie pełną odpowiedzialność za brzmienie sekcji rytmicznej. W jaki sposób był w stanie grać jednocześnie na basie i perkusji nie wie do końca nikt. Pewne jest jedynie to, że poradził sobie z tym zadaniem absolutnie bezbłędnie.  


Potęga tuby

Podobnie pulsującą, pozytywną energię miał też w sobie sobotni występ Theona Crossa, tubisty znanego z grupy Sons Of Kemet, który przyjechał do Gdańska z solowym projektem. Był to jeden z tych koncertów, przy którym po prostu nie dałoby się usiedzieć w miejscu. Organizatorzy wyszli publiczności naprzeciw, stwarzając warunki do swobodnego tańca - był to jeden z nielicznych stojących występów podczas tej edycji Jazz Jantaru. Niemal cała sala podrygiwała i kołysała się w rytm nośnych melodii z pogranicza jazzu i bardziej popularnych brzmień. 

Theon Cross
 

Cross wydobywał ze swojego instrumentu brzmienie potężne, ocierające się o hiphopowe beaty, pełne mroku i mocy, a zarazem bardzo nośne. Towarzyszyli mu świetnie zgrani perkusista, gitarzysta i saksofonista, dzięki czemu zespół zaprezentował zwarty, ciekawy muzyczny spektakl. Każdy z członków zespołu dodał od siebie ważną składową brzmienia, ale na szczególne słowa uznania zasługuje gitarzysta Nikos Ziarkas, który dostał swoje pięć minut, by zaprezentować jak podkreślił Cross własne, unikalne brzmienie. Zagrał poruszającą solówkę, pełną psychodelicznych inspiracji, która dodała koncertowi jeszcze większej różnorodności. Był to nieco ponad godzinny, piękny lot i mam nadzieję nie ostatnia okazja na spotkanie z tą muzyką. 

 
Nikos Ziarkas

 

Stali bywalcy 

Mary Halvorson czuje się w Żaku jak w domu - od lat witana owacyjnie i ceniona za swoją nietuzinkową twórczość. Wystąpiła tu po raz szósty i po raz kolejny zachwyciła publiczność swoim niebanalnym spojrzeniem na muzykę. Ta niepozorna artystka to bardzo kreatywna gitarzystka, która tym razem przyjechała do Gdańska z grupą Amaryllis, by wykonać z przyjaciółmi bardzo refleksyjny, pełen wspomnień album "About Ghosts", który poświęciła zmarłej niedawno przyjaciółce. Halvorson w swojej grze oczarowuje, ukazując jazz z zupełnie niespodziewanej perspektywy. Poprowadziła zespół przepięknie. Wyróżniała się tu także wibrafonistka Patricia Brennan, grająca z wyczuciem, a zarazem bardzo energetycznie i z pasją. Jej solówki były prawdziwą ozdobą tego występu. 

 

Mary Halvorson

 

Wspomniana gitarzystka wydała w tym roku także wspólny album ze szwajcarską awangardową pianistką Sylvie Courvoisier, którą jazz jantarowa publiczność miała przyjemność podziwiać w niedzielę w duecie z legendarnym trębaczem Wadadą Leo Smithem, dla których była to pierwsza okazja, by zaprezentować w Polsce swój wspólny album "Angel Falls". Wirtuoz i szwajcarska artystka znają się bardzo dobrze - na przestrzeni lat współtworzyli wiele projektów, ale dopiero niedawno zdecydowali się na zaproponowanie wspólnej wizji artystycznej w duecie. Ich wspólny występ przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. 

Courvoisier gra na fortepianie w sposób bardzo nietypowy, skupiając się bardziej na wnętrzu instrumentu niż bezpośrednio na klawiszach. Eksperymentuje, wydobywając dźwięki przeszywające, niekiedy hałaśliwe, nieprzystępne, a gdy gra na klawiszach, uderza w nie z pełną mocą i niebywałą pasją. W koncertowej odsłonie wywołuje to porażające wrażenie. W połączeniu z unikalnym stylem gry Wadady Leo Smitha, który porozumiewa się we własnym języku nut zwanym ankhrasmation te dźwięki wwiercają się w umysł i rzucają na muzykę eksperymentalną zupełnie nowe światło. Był to dialog niezwykły - pełen wzajemnego szacunku, zrozumienia, ale i ryzyka w przekraczaniu gatunkowych granic. Piękny, otwarty, pełen artystycznej wolności. Jakże odmienny od tego, który zwieńczył niedzielny wieczór. 

Sylvie Courvoisier
 

 Wyjątkowe urodziny

Wadada Leo Smith wystąpił w niedzielę dwukrotnie, w ramach dwóch absolutnie wyjątkowych duetów na trąbkę i fortepian, ukazując swoje niebagatelne umiejętności w dwóch odmiennych konfiguracjach, tocząc dwa zupełnie różne muzyczne dialogi. Podczas gdy z Sylvie Courvoisier rozmawiał na scenie w sposób dynamiczny i niemal szaleńczy, zupełnie inne emocje towarzyszyły jego dialogowi z wybitnym pianistą Vijayem Iyerem, z którym łączy go głęboka relacja, dalece wykraczająca poza wspólne tworzenie muzyki. Ta pełna pasji więź była wyczuwalna podczas wspólnego występu tych wybitnych artystów - to nie była zwyczajna muzyka, lecz głęboko filozoficzne doświadczenie. Każdy dźwięk zagrany został z wyczuciem, melancholią, ale i ciepłem, nadzieją. Czuła te emocje publiczność, która wsłuchiwała się z głębokim zaangażowaniem w każdą nutę, chłonąc płynący przekaz bardzo silnie, czuli też artyści, którzy spoglądali na siebie wzajemnie w pełnym porozumieniu. Po zakończeniu występu wyraźnie wzruszeni dziękowali za te rzadkie chwile pełne tak jakościowego kontaktu ze sztuką i tak pięknej aury. Był to szczególny koncert także dlatego, że klub Żak to dla Iyera miejsce wyjątkowe. Jego dziewiąty występ w Sali Suwnicowej zbiegł się z jego urodzinami, co też publiczność uczciła uroczą owacją. 


Wadada Leo Smith


 

Świeże spojrzenie i nowa energia  

Jazz Jantar to nie tylko wielkie gwiazdy - to także miejsce dla młodych artystów, zarówno debiutantów, którzy stawiają pierwsze kroki na scenie będąc na studiach artystycznych, jak i już bardziej doświadczonych. Do tej drugiej grupy należy niewątpliwie Hania Derej, dla której rok 2025 jest pasmem ogromnych sukcesów. Dwudziestoletnia kompozytorka, pianistka, aranżerka i dyrygentka została okrzyknięta nową nadzieją polskiego jazzu i nie ma w tym krzty przesady, bo to bardzo zdolna i pełna pasji artystka o bardzo szerokich horyzontach. Skomponowała już ponad sto utworów, powołała do życia kwintet i nie boi się wyzwań. 

Hania ze swoim kwintetem zagrała w piątek dwa koncerty - rano dla szkolnej młodzieży, by zainspirować kolejne pokolenie do słuchania jazzu, a wieczorem w przytulnej sali kinowej dla dorosłej publiczności, której zaproponowała piękną, pełną uśmiechu dźwiękową podróż, która wzruszała, relaksowała i napełniała wewnętrznym ciepłem. Niewątpliwie był to jeden z najpiękniejszych momentów tej edycji Jazz Jantaru. 

Hania Derej

 

Z nową, pozytywną energią na to, czym może być jazz spogląda także Zygmunt Pauker Trio, który odważnie podejmuje dialog ze stereotypami i schematycznym postrzeganiem jazzowych składów.  Zespół, który nie tylko nie jest triem, lecz kwartetem, a co więcej, nie gra w nim żaden Zygmunt Pauker traktuje improwizację jako możliwość dźwiękowej podróży, spotkania przyjaciół i wspólnego odkrywania. Ich sztuka jest odbiciem ich samych - ogromnej wrażliwości i przeżytych doświadczeń. Są autentyczni, są piękni i wspaniale czują muzykę, w szczególności wokalistka Ida Zielińska, której potężny głos pięknie niósł się po sali. Członkowie grupy to przyjaciele i to faktycznie się czuło. Zabrzmieli świetnie i pokazali, że już niedługo może być o nich głośno! 

 

Ida Zielińska, Zygmunt Pauker Trio


Wyjątkowość kobiecej intuicji

Przyglądając się festiwalowemu lineupowi można było niejednokrotnie mieć wrażenie, że jesienna edycja należy do kobiet.  W występujących składach to właśnie one miały w zdecydowanej większości istotniejszą rolę - poza wspomnianymi już artystkami - wokalistkami czy instrumentalnymi liderkami swoich projektów dziewczyny odegrały ogromną rolę w projekcie Modulaire, nowym artystycznym wcieleniu trójmiejskiego trębacza Emila Miszka. Nagrany w szesnastoosobowym składzie materiał w ramach swojej koncertowej premiery stał się występem kwintetu, w którym Emilowi towarzyszyły na scenie cztery fantastyczne artystki grające na wibrafonie, saksofonie altowym, kontrabasie i perkusji, wnoszące do kompozycji nową wrażliwość - delikatność, subtelność, wyczucie. Był to bardzo intuicyjny występ, choć nie zawsze przystępny, to pełen pięknych dialogów i swobodnie płynącej energii. To była wciągająca podróż - eksperymentalna i jedyna w swoim rodzaju. Kolejne będą już nieco inne, bo ten skład będzie stale się przeobrażał.

 

Emil Mizk

Nie aż tak ekstremalny eksperyment 

Piątkowy wieczór przyniósł podwójnie eksperymentalne doznania, bo przed występem kolektywu Emil Miszk Modulaire, festiwalowa publiczność doświadczyła sonicznego rytuału za sprawą brytyjskiej grupy Codex Serafini, której członkowie noszą na scenie maski i nie ujawniają tożsamości. Choć był to najgłośniejszy występ festiwalu, nie był aż tak intensywny emocjonalnie, jak można by oczekiwać po zapowiedziach. Owszem, dominowała tu psychodeliczna, hipnotyzująca energia i pełna wolność przekazu, ale ze względu na siedzący charakter tego koncertu odrobinę zabrakło dynamiki. Czego zabrakło? Trudno jednoznacznie orzec, bo czasem i na siedząco potok emocji można odczuwać bardzo silnie. Rytualne tańce wokalistki byłyby pewnie bardziej wyraziste, gdyby towarzyszyło im podrygiwanie publiczności i wzajemna wymiana energii, a mantryczne kompozycje może pełniej wybrzmiałyby, gdyby publiczność zareagowała na nie bardziej entuzjastycznie. Nie zmienia to jednak faktu, że był to koncert zdecydowanie wart uwagi. 

 

Codex Serafini

Tańcząc do muzyki i grając do tańca

W jesiennym jazz jantarowym programie nie zabrakło także propozycji dla tych, którzy zapragnęli odkryć nieco inną formę koncertową niż klasyczny występ zespołu na scenie. Sobotni wieczór rozpoczęło wydarzenie, które nie tylko połączyło dwie formy sztuki, ale odbyło się w wersji mobilnej - w trzech aktach i w trzech miejscach klubu - rozpoczęło na parkingu, przeszło przez salę koncertową i zakończyło w klubowym korytarzu. 

Muzyka i taniec to dwie nieodłączne dziedziny sztuki, które idealnie nadają się do improwizacji, co pokazał występ Vernacular Jantar Group - zespołu, w którym muzycy spotkali się z tancerzami, by wspólnie na żywo improwizować. Idea projektu narodziła się podczas Nocy Muzeów, gdy drużyna klubu Żak poszukiwała ciekawego pomysłu na zaprezentowanie dwóch najważniejszych wydarzeń organizowanych w tym pięknym miejscu - Jazz Jantaru oraz Gdańskiego Festiwalu Tańca. Stworzono z tej okazji zespół o stale zmieniającym się składzie, którego sednem jest tworzenie wspólnoty nie tylko między muzykami, ale też z obecną publicznością. 

Vernacular Jantar Group

 

Język wernakularny to język codziennej komunikacji w obrębie danej społeczności i właśnie stąd pomysł na nazwę zespołu, który otworzył sobotnie koncertowe emocje. W jazz jantarowej odsłonie wystąpiły trzy duety taneczno- muzyczne, które w finale połączyły siły - tancerka i saksofonista rozpoczęli spektakl na klubowym parkingu, po kilku minutach prowadząc publiczność do Sali Suwnicowej, gdzie do fortepianowej improwizacji zatańczyła kolejna dziewczyna. Następnie emocje przeniosły się na korytarz między wspomnianą koncertową salą a kawiarnią, gdzie najpierw odbył się taniec przy akompaniamencie perkusji, a następnie do trzeciej "dwójki" dołączyły dwie poprzednie, tworząc sześcioosobowy kolektyw wymieniający się emocjami, reagujący wzajemnie na własne pomysły ekspresji. Z pasją, z humorem, z uczuciem. Świetnie się ten występ oglądało, nie tylko dlatego, że był absolutnie niepowtarzalny pod względem formy, ale przede wszystkim ze względu na jego dynamikę - działo się tak wiele, że nie sposób było oderwać wzroku od poruszających się w rytm muzyki postaci, a także reagujących na te emocje widzów, których z minuty na minutę przybywało. Nie było wiadomo też, co wydarzy się za moment, ani jakie będą kolejne etapy tej improwizacji. Także to sprawiło, że było to doświadczenie wyjątkowe, które naładowało zgromadzonych bardzo pozytywną energią, która utrzymywała się przez cały wieczór.

Vernacular Jantar Group

 

Ci zaś, którzy mieli nieco inne potrzeby coś dla siebie znaleźli w niedzielę. Ostatniego dnia festiwalu o 14 była też możliwość udziału w jazzowej medytacji i pełnego relaksu w pozycji leżącej w żakowej galerii na piętrze przy akompaniamencie dźwięków saksofonu, które pozwoliły zregenerować siły po intensywnych koncertowych doznaniach w dniach poprzednich. 

 

Bo jazz jest dla każdego  

Po raz kolejny Jazz Jantar pokazał, że muzyka improwizowana niejedno ma imię i jest absolutnie dla każdego, niezależnie od gatunkowych preferencji. Może naładować energią, uśmiechem, a także wzruszyć czy wyciszyć.  Może zaskoczyć i zachwycić niezależnie od tego, czego słucha się na co dzień - czy są to hałaśliwe, potężne ściany dźwięku, pełne uroku melodie, czy precyzyjne, wyrafinowane dźwięki. Niesie ogrom emocji, na żywo staje się wspaniałym, niepodrabialnym doświadczeniem, które możliwe jest tylko tu i teraz, w tej konkretnej konfiguracji i sytuacji, przeżywane wśród ludzi otwartych na sztukę, chętnych, by odkrywać. 

Jazzu można słuchać w skupieniu, jazzem można ładować akumulatory na kolejne dni, do jazzu można tańczyć, a nawet medytować. Można go chłonąć w dowolnej formie i nieustannie dawać się zaskoczyć. Ta uniwersalność jest w tym wszystkim najpiękniejsza. 

 

Vijay Iyer

To nie koniec tegorocznych jazzowych emocji w Klubie Żak. Przed finałowym koncertem jesiennej edycji festiwalu organizatorzy ogłosili, że odbędą się jeszcze dwa ciekawe około jazzowe wydarzenia 19 i 20 grudnia. Kto wystąpi wiedzą już ci, którzy byli w Żaku w niedzielę 26 października, ale szczegóły w sieci oficjalnie pojawią się nieco później. Bądźcie czujni, warto czekać! 

 

Więcej zdjęć z koncertów znajdziecie pod poniższymi linkami:  

Mary Halvorson Amaryllis Sextet: https://www.muamart.pl/index.php/mary-halvoroson-amaryllis-sextet/ 

Kneebody: https://www.muamart.pl/index.php/kneebody/ 

Hania Derej Quintet: https://www.muamart.pl/index.php/hania-derej-quintet-ii/

Codex Serafini: https://www.muamart.pl/index.php/codex-serafini/ 

Emil Miszk Modulaire: https://www.muamart.pl/index.php/emil-miszk-modulaire

 

Theon Cross i przyjaciele

Vernacular Jantar Group: https://www.muamart.pl/index.php/vernacular-jantar-group/

Zygmunt Pauker Trio: https://www.muamart.pl/index.php/zygmunt-pauker-trio/

Theon Cross:  https://www.muamart.pl/index.php/theon-cross/

Wadada Leo Smith i Sylvie Courvoisier: https://www.muamart.pl/index.php/wadada-leo-smith-sylvie-courvoisier/ 

Vijay Iyer & Wadada Leo Smith: https://www.muamart.pl/index.php/vijay-iyer-wadada-leo-smith

 

A tak było na wiosnę: https://www.miedzyuchemamozgiem.eu/2025/04/eksperymentalnie-ekstremalnie-i.html 

 

Vijay Iyer & Wadada Leo Smith