"Sorrow will find you" - śpiewa Jonas Renske w "Old Heart Falls" z "The Fall Of Hearts". To wyrażenie jest pięknym podsumowaniem emocji zawartych w kompozycjach Katatonii, która od niemal trzydziestu lat karmi serca miłośników mrocznej melancholii. Ich nowy album brzmi dokładnie tak, jak można by oczekiwać - jest piękny i poruszający, a przy tym bardzo równy.
"City Burials" to jedenaste wydawnictwo Szwedów, sprawiające wrażenie logicznej kontynuacji wspomnianej we wstępie płyty sprzed czterech lat. Nie jest to album przełomowy, odkrywający nowe kierunki artystyczne - fani Katatonii odnajdą na nim to, za co kochają zespół - piękne, pełne nostalgii ballady, nasycone doom'owym ciężarem. Ma on szansę spodobać się także słuchaczom szukającym czegoś nietuzinkowego i prawdziwego niezależnie od gatunku i po prostu dobrych kompozycji zaśpiewanych tak, że zapadają w pamięć dzięki specyficznej aurze, wyjątkowemu wokalowi i ważnym tekstom.
To bardzo spójna i bardzo mroczna płyta, która słuchana w nadmiarze może potęgować stany obniżenia nastroju. Nie ma jednak nic piękniejszego niż zanurzenie się w szczerych emocjach i wsłuchanie w doskonale prowadzone partie gitar, nabierające mocy, by po chwili ukoić urokliwymi melodiami. To dźwięki bardzo przestrzenne, zawieszone gdzieś po między metalową intensywnością, a balladową przystępnością. Jonas Renske jak zawsze śpiewa świetnie, podkreślając atmosferę.
Nie ma tu utworów niepotrzebnych - na jedenastym albumie muzycy zawarli jedenaście płynnie łączących się fragmentów trwających nieco ponad trzy kwadranse, z których każdy jest na swoim miejscu. Całość doskonale rozpoczyna "Heart Set To Divide", z intrygującym prowadzeniem melodii wokalu przez Jonasa i stopniowo narastającym partiom gitar, skłaniając do dalszego odsłuchu płyty. Mrocznie i energetycznie jest w "Behind The Blood", z chwytliwymi hard-rockowymi riffami. Ciekawym zabiegiem jest singlowy "Lacquer" ze sporą dawką refleksyjnych, kojących partii klawiszy i syntezatorowego pulsu, toczących dialog z wokalem.
W "Rein" powraca gitarowa moc, a uwagę zwraca zmieniające się tempo. Początek "The Winter Of Our Passing" swoim pulsowaniem przywodzi nieco na myśl brzmienie Anathemy. Później jednak za sprawą gitar mamy do czynienia z tym, co muzycy Katatonii potrafią najlepiej. Niezwykły jest "Vanishers", zachwycający wokalnym duetem Jonasa i Anni Bernhard z Full Of Keys i delikatnie płynącą melodią. Ta kompozycja także powinna trafić w gusta miłośników wokalnych dialogów braci Cavanagh i Lee Douglas oraz prowadzenia gitary przez Piotra Grudzińskiego w Riverside, chociażby w "Escalator Shrine".
"City Glaciers" i "Flicker" to kolejna porcja gitar i miłych dla uszu melodii. Druga z kompozycji przywodzi chwilami na myśl A Perfect Circle. Pięknem i tajemniczością urzeka dwuminutowy "Lachesis", oparty na klawiszowej, niemal ambientowej partii. Po chwili refleksji powraca wyczekiwany doom metalowy mrok w "Neon Epitaph". Album wieńczy "Untrodden" z poruszającą solówką i fantastycznym eterycznym zakończeniem.
To nie jest płyta dla wszystkich - bo np. "za mało na niej metalu", "to wszystko już było", czy "znowu mulą". Jeśli jednak postrzegacie muzykę szerzej i lubicie tę odmianę cięższego grania, w której nie ma growlu, licznych technicznych solówek, a zastępują je piękne melodie i emocjonalny wokal, posłuchajcie tej płyty. Album dostępny jest także w wersji deluxe z ładną książeczką, gdzie znajdują się dwie dodatkowe kompozycje. Ich brzmienie pozostawię bez opisu, jako bonus do odkrycia dla chętnych.
84%
Posłuchaj płyty: Katatonia - City Burials (to po premierze), na razie singiel...