Fortepian i głos to zestaw klasyczny, który przy umiejętnym wykorzystaniu ma szansę poruszyć wrażliwą duszę. To także połączenie ryzykowne, które eksploatowane w nadmiarze w formie słodkich ballad może wywoływać odruch wymiotny. Kluczem do sukcesu jest nagranie utworów gdzieś na pograniczu tego, co przyjazne dla ucha i tego, co niebanalne. Między przystępnością, a eksperymentalnością. Ta sztuka udała się urodzonej w Gdańsku Hani Raniszewskiej, której druga solowa płyta ostatecznie potwierdza jej ogromny talent do tworzenia urokliwych, a jednocześnie wyrafinowanych kompozycji.
Młoda i przesympatyczna artystka dała się bliżej poznać jako jedna druga zespołu Tęskno, który współtworzyła z Joanną Longić. W ubiegłym roku dziewczyny podjęły decyzję o kontynuowaniu muzycznych karier osobno. Asia podjęła się działań w ramach Tęskno, które stało się projektem jednoosobowym, Hania zaś postawiła na działalność solową. Jej debiutancka "Esja" została doceniona nie tylko w kraju, lecz także przez zagraniczne media, a pianistka chętnie podróżowała, grając koncerty na całym świecie.
Rok po "Esji" powraca z jej kontynuacją. "Home", która jak sama podkreśla jest drugim rozdziałem preludium do książkowej akcji, mającej nastąpić na kolejnej płycie. Tam ma być opowiedziana zupełnie nowa historia. Tu artystka otwiera nowe rozdziały, poszukuje nowych dróg wyrazu, eksperymentuje, zawieszając swoje kompozycje między neoklasycznym wyrafinowaniem, jazzową potrzebą muzycznych poszukiwań, a popową przystępnością z domieszką delikatnej elektroniki. Trzeba przyznać, że wyszło jej to świetnie. Duża w tym zasługa także gości, wśród których znaleźli się muzycy trójmiejskiego Immortal Onion - basista Ziemowit Klimek i perkusista Wojtek Warmijak, którzy fantastycznie dopasowali się swoją grą do oryginalnego stylu Hani, dopełniając brzmienie kilku kompozycji na płycie. Muzycy poznali się po jednym z koncertów tria, który zachwycił pianistkę.
Nowy album Raniszewskiej to wielobarwna, a jednocześnie bardzo spójna historia, opowiedziana z pasją i zaangażowaniem. O tym, jak czuje się człowiek opuszczając miejsce, które zna i postrzega jako dom, udając się w nieznane. Nie tylko w sensie dosłownym. To opowieść o czynieniu kroków naprzód, przekraczaniu granic i stawianiu sobie nowych celów, ale też podróżowaniu w wyobraźni, poszukiwania ukojenia w tym, co się kocha, co daje siłę i nadzieję. Absolutnie magiczna i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, dzięki pracy kilku inżynierów dźwięku.
Słuchając jej wyraźnie da się odczuć, że artystka doskonale zna swoje mocne strony i nie boi się próbować nowych rzeczy. Bawi się konwencją, żongluje emocjami i wywołuje ciarki na plecach odbiorcy, który śledzi każdy kolejny motyw albumu z zapartym tchem. Mnóstwo w tej muzyce szczerości i takiej prawdziwej chęci podzielenia się własnymi doświadczeniami, przeżyciami, emocjami oraz pięknem, które nas otacza. To spisane w muzycznej formie wrażenia i doznania z podróży po świecie.
"Home" rozpoczyna się dwoma doskonałymi akcentami. Album otwiera "Leaving" z cytatem z opowiadania "Samotność" Bruno Schulza, który stanie się bliski fanom Agnes Obel dzięki pogłosom, eterycznym wokalizom i delikatnym partiom fortepianu. Po niemal pięciu minutach ustępuje miejsca szybszej i bardziej dynamicznej "Buce" pełnej zwrotów akcji. Tu Raniszewska demonstruje swoje fantastyczne umiejętności budowania niezwykłej atmosfery.
Tajemniczo i nieco niepokojąco jest w trzecim, pięknie zaśpiewanym "Nest". Klimat utrzymuje się w "Letter To Glass", misternie utkanym z fortepianowych, leciutkich i zwiewnych fragmentów. Jest wzruszająco, melancholijnie i magicznie. Słuchając tytułowej kompozycji robi się cieplej na duszy, a dialogom głosu i fortepianu towarzyszą pulsy basu i subtelne partie perkusji.
Niemal klubową intensywnością porywa "Zero Hour", a eteryczności i osobistego charakteru dodają mu miarowe oddechy skryte za fortepianową tkaniną. Przejmujący "F Major" i nostalgiczny "Summer" ze zręcznie wplecionym w tło śpiewem ptaków sprawiają, że nietrudno uronić łzę. Urokliwa miniatura "Rurka" rozładowuje napięcie. Filmowym potencjałem z jazzową domieszką zachwyca "Tennen". Balladowy "I'll Never Find Your Soul" płynnie łączy się z minimalistycznym "Ombelico", a finał "Come Back Home" miarowym rytmem i pięknie wplecionym cytatem z kompozycji tytułowej. To jakby elektroniczno-jazzowa interpretacja tego utworu, spajająca albumową historię klamrą.
Na swojej drugiej płycie Hania opuściła strefę komfortu, wykorzystując tu jako metaforę nieuniknioną wyprowadzkę z domu rodzinnego i rozpoczęcia życia na własnych warunkach. Do tego miejsca jednak chętnie się wraca i są to wycieczki bardzo nostalgiczne. Te dwa stany przenikają się w tej muzyce. "Home" to płyta eteryczna, ciepła, po prostu przepiękna. Oryginalna i osobista. Warto po nią sięgać wielokrotnie, dowolnego dnia, o dowolnej porze. Odwdzięczy się niezwykłymi doznaniami. Mam też nadzieję, że niebawem posłuchamy jej na żywo.
94%
Posłuchaj płyty: Hania Rani - Home