Są młodzi, ambitni i mają coś ważnego do przekazania. Lonely Sinners to projekt mieszkających na co dzień w San Francisco Niki i Seba, którzy zmęczeni promowanymi przez media schematami produkcji i komponowania postanowili pokazać, jak wg nich powinna brzmieć płyta pop. "Human Zoo" to album, który z powodzeniem pogodzi miłośników przyjemnych melodii z gitarowym pazurem i przestrzenną produkcją.
Nagrać album przystępny, którego słucha się świetnie niezależnie od dnia, stanu, pogody i samopoczucia, to niełatwe zadanie. Lonely Sinners poradzili sobie z nim fantastycznie. Wokal Niki płynie lekko, niespiesznie, a przystępne melodie zbudowane na bazie klawiszy i gitar, okraszone solówkami, pogłosami i gdzieniegdzie ostrzejszą nutą delikatnie kołyszą i intrygują. Ta muzyka koi nerwy i skłania do zatrzymania się w codziennych aktywnościach.
Nie, nie będzie tak prosto, bo to nie jest po prostu ładny i przyjemny album. Skrywa w sobie spore pokłady mroku i tajemniczości i ważne przesłanie. Seb niegdyś związany był ze sceną metalową i gdzieniegdzie jest to słyszalne. Dobitnie ukazują to kompozycje "Lust" i "Rotten Fruit", luźno nawiązujące między innym do dokonań Nine Inch Nails. W tej drugiej słyszymy także ostrzejszy wokal Seba. "Lust" uwodzi wokalizą w tle i przenikającym całość niepokojem. Echa twórczości Trenta Reznora pobrzmiewają też w "White Crown". W kilku innych kompozycjach dominuje downtempo i trip-hop, który przenika melodie. Tańczyć można do "Civil War", ale już bardzo nostalgicznie i niepokojąco robi się w "Too Late", który nie jest typową balladą - kołysanie zostaje pod koniec zburzone gitarowo-klawiszowymi przesterami, które mogą przyprawić o dreszcz niepokoju w sprzyjających warunkach (ciemność, chłód). Dzięki tej gatunkowej różnorodności, album hipnotyzuje, angażuje i nie daje się łatwo zaklasyfikować, a jednocześnie jest w nim coś, co sprawia, że jest spójny - to klimat, atmosfera i oczywiście przekaz.
"Human Zoo" to historia o człowieku uwikłanym w machinę wyzysku, okrucieństwa i przemocy, którą sam napędza i która żywi się jego słabościami. Fabularnym punktem wyjścia dla tego materiału stało się wystąpienie Yeonmi Park na kongresie
One Young World Summit w Dublinie, w 2014 roku, która relacjonowała
swoją ucieczkę z Korei Płn. Fragment wypowiedzi wówczas 13-letniej
dziewczynki muzycy wpletli w jeden z utworów.
Za całość odpowiedzialni są przede wszystkim Nika i Seb, jednak istotną składową tego materiału jest też brzmienie basu, nad którym pracował Sebastian Kucharski, który wsparł duet. Dla kogo jest ta płyta? Oczywiście dla wszystkich otwartych słuchaczy, który lubią dobrze zaśpiewane, fajne piosenki z przesłaniem, niezależnie od ulubionego gatunku i tego, czy stawiają na pierwszym miejscu pop, rock, rap, elektronikę, metal czy muzykę eksperymentalną. Sięgnąć po nią powinni ci, którym spodobały się dokonania np. Shagreen (te ostrzejsze fragmenty), Sorry Boys, czy ostatnia płyta Moniki Brodki.
Nika i Seb nagrali tę płytę samodzielnie, z dala od obowiązującej mody, uciekając od stereotypów, działają po swojemu, dzieląc się swoją pasją i chcąc dotrzeć do wszystkich, którzy kochają muzykę i dla których jest ona ważnym nośnikiem wyrażania własnych emocji. Podobnie jak wspomniana już Natalia Gadzina udowodnili, że najlepsze płyty to często te, które powstają z potrzeby serca i samorealizacji. "Human Zoo" to szczera i uniwersalna płyta, zrobiona tak, jak chciał zespół i właśnie to jest w niej najpiękniejsze.