Dwie sceny, uroczysta gala i siedem koncertów- sobota na tegorocznym festiwalu Soundedit obfitowała w wydarzenia. W ramach cyklu Soundedit Spotlight uczestnicy koncertów mieli niepowtarzalną okazję posłuchać pięciu młodych zespołów wytypowanych przez najbardziej wpływowych dziennikarzy muzycznych w naszym kraju, być świadkiem wręczenia statuetek "Człowieka ze Złotym Uchem", podziwiać na scenie Tomasza Lipińskiego i potańczyć do muzyki Baascha, autora jednej z najlepszych płyt elektronicznych ostatnich lat. To wszystko i jeszcze więcej miało miejsce w ciągu niespełna sześciu godzin.
Tuż po godzinie osiemnastej w Wytwórni zapanowało prawdziwe koncertowe szaleństwo. W ramach szóstej edycji Soundedit Spotlight na dwóch scenach umieszczonych na sąsiadujących salach zagrało pięć wyróżniających się, utalentowanych zespołów, które mogą już za moment namieszać nie tylko na polskim rynku muzycznym. Jako pierwsze zaprezentowało się typowane przez Piotra Stelmacha (niegdyś "Trójka", dziś Radio 357) trio Bluszcz. Zespół, który tworzą gitarzysta i wokalista oraz autor tekstów Jarek Zagrodny oraz gitarzysta Romek Zagrodny wystąpił z przyjacielem - na perkusji zagrał gitarzysta Oxford Drama, Marcin Mrówka. Uwagę zwracały urokliwe, chwytliwe melodie i ciekawe teksty, zawierające spore pokłady nostalgii i celne obserwacje na temat współczesnych czasów. Szczególnie poruszył mnie fragment kompozycji "Lata Dwudzieste", nawiązujący do utworu "Chłopcy", wydanego ponad 20 lat temu przez Myslovitz, parafrazujący sposób spędzania wolnego czasu przez współczesną młodzież. Było to piękne podsumowanie życia w czasach uzależnienia od mediów społecznościowych, zdominowanych przez wyznaczane przez nie trendy.
Nieco inną, jeszcze bardziej nihilistyczną wersję współczesnego świata zaprezentowało Blokowisko, które zagrało na zaproszenie Jędrzeja Słodkowskiego (Gazeta Wyborcza). Post punkowy, zimnofalowy duet zmroził krew w żyłach wizją rozpadającego się świata, płonących kamienic i przybitych, pozbawionych sensu życia ludzi. Minimalistyczne brzmienia i melorecytacja na dużej scenie klubu Wytwórnia zabrzmiały potężnie. Maciej Jurga i Cezary Zieliński zdecydowanie wiedzą, jak budować klimat.
Nieco lżej i cieplej na duszy zrobiło się podczas występu Oxford Drama, których wskazał Bartek Chaciński ("Polifonia"). Duet wsparty na scenie przez grającą na klawiszach przyjaciółkę oraz Panów Zagrodnych z zespołu Bluszcz zabrał słuchaczy w świat przyjemnych melodii. Małgorzata Dyjańska czarowała głosem i naturalnością. Muzycy promowali swój nowy album, wydany wiosną tego roku "what's the deal with time?".
Mrok i niepokój przejęły stery ponownie, gdy na scenę wkroczył Morświn - faworyci Jarka Szubrychta ("Gazeta Wyborcza", GaMa"). Eksperymentalne trio, któremu przewodzi Marcin Świetlicki pisząc kolokwialnie "rozwaliło system". Niczego innego nie można się było jednak spodziewać po tak doświadczonym składzie. Świetnie słuchało się dialogów saksofonowo-basowych Małgorzaty Tekiel i Pauliny Owczarek, na tle których rozbrzmiewał dobitny głos Świetlickiego, punktującego celnie wszystkie słabe punkty współczesnych czasów, odnoszącego się do osobistych przeżyć i prezentującego bardzo celne wnioski na gorące wciąż tematy, a przy tym na swój sposób przeżywającego każdy tekst. Trio zaprosiło też na scenę gościa, basistę Piotra Pawłowskiego, z którym wykonało nową wersję "Ta Zabawa Nie Jest Dla Dziewczynek" Świetlików. Był to performance dla otwartych słuchaczy, którzy lubią zanurzyć się w klimatycznym mroku i cenią przekaz płynący z dźwięków.
Trudno myśleć o faworytce Agnieszki Szydłowskiej, Wolskiej jako o debiutantce, obserwując jej poczynania na scenie - pewny siebie krok, świadomą w pełni ekspresję sceniczną, wyrobiony, mocny głos i zgranie z muzykami. A jednak był to jej pierwszy koncert, co można uznać już z góry za ogromny sukces - debiutu scenicznego na tak renomowanym festiwalu zdecydowanie nie doświadcza każdy. Wolska poradziła sobie świetnie - porwała rozentuzjazmowaną publiczność nie tylko barwą wokalu, lecz także swoim dziewczęcym urokiem i młodzieńczą naiwnością w tekstach. Jest na najlepszej drodze, by już za moment, obok Kwiatu Jabłoni czy Sanah stać się wielką komercyjną gwiazdą. W obecne trendy wpisuje się idealnie i ze swoim przekazem może dotrzeć do współczesnej młodzieży. Jej chwytliwe piosenki nuci się po kilku pierwszych taktach. Jestem niemal pewna, że właśnie tak będzie brzmiał pop przez kolejne miesiące, a o Wolskiej usłyszą nie tylko odbiorcy niezależnych mediów, lecz także komercyjnych stacji.
Po emocjach związanych z cyklem Soundedit Spotlight nadszedł czas na wręczenie corocznych nagród "Człowieka Ze Złotym Uchem". Do Midge'a Ure, uhonorowanego podczas piątkowego występu dołączyli w sobotę muzycy duetu Skalpel, czyli Marcin Cichy i Igor Pudło, związani z wytwórnią Ninja Tune, którzy zagrają na koncert specjalny na finał tegorocznego festiwalu (o czym opowiem w kolejnej relacji) oraz Tomasz Lipiński, który w Łodzi postanowił pożegnać się ze sceną. Po przyjęciu nagrody zagrał porywający i pełen emocji koncert.
No dobrze, zaniepokojonych ogłoszeniem Lipińskiego o zakończeniu kariery pragnę uspokoić, że artysta potwierdził w sobotni wieczór, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i zamierza zniknąć ze sceny "na czas jakiś". Dowodzi tego także wykonany w Łodzi przedpremierowo nowy utwór, który artysta zagrał i zaśpiewał w towarzystwie fantastycznego zespołu oraz tancerki, która wykonała na żywo poruszający układ z teledysku (premiera za miesiąc). O czym będzie? Oczywiście jak zawsze o tym, co ważne i na czasie - o walce o prawa kobiet.
Podczas godzinnego występu nie zabrakło też przebojów, które nic nie straciły na aktualności - "Centrali" i "To co czujesz, to co wiesz" Brygady Kryzys, "Jeszcze Będzie Przepięknie" i "Mówię Ci, że..." Tilt oraz utworów solowych. Był to występ pełen wzruszeń i fantastycznej energii.
Najwytrwalsi fani muzyki po koncercie Tomasza Lipińskiego bawili się jeszcze na porywającym secie Baascha, czyli producenta i wokalisty Bartosza Schmidta, który pomiędzy utwory z doskonałej "Nocy" wplótł też kilka starszych kompozycji. W towarzystwie Roberta Alabrudzińskiego, Alka Żurowskiego i dźwiękowca Kuby Sosólskiego zabrał festiwalowiczów w ekscytującą taneczną podróż ku mrokom nocy. Niesamowity klimat występu udzielił się wszystkim, którzy wytrwali do końca, podrygując po swojemu w miejscu lub przejmując za sprawą ekspresyjnego tańca szerszy teren w pobliżu sceny. Muzycy zostali wywołani owacją na bis i szczerze dziękowali za ciepłe przyjęcie.
Po tak emocjonujących wydarzeniach nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was na niedzielne koncerty - występ zespołu Skalpel i performance Lydii Lunch. Tymczasem zapraszam do obejrzenia sobotniej galerii.