Czerpiąc inspiracje z estetyki yacht rocka stworzyli własną artystyczną wypowiedź, którą określili jako crack rock - uzależniające piosenki o życiu, łączące ciepłe melodie i echa soulu, r'n'b, jazzu. Anthony Mills znany z projektu Wildcookie i Marek Latarnik Pędziwiatr to niesamowity duet, który jest w stanie przenosić góry.
Podobnie jak muzyka, którą usłyszycie na ich wspólnym albumie, także nasze spotkanie było jedyne w swoim rodzaju. Opowieść popłynęła własnym trybem w zaskakującym kierunku, stając się znakiem czasu, zapisem emocji, uchwyconym i zachowanym promieniem słońca. Wywiad dotyczący albumu "Crack Rock" był jedynie punktem wyjścia do niezapomnianego spotkania i wzajemnej wymiany energii. Zanim uzależnicie się od tej muzyki na dobre, przeczytajcie jak jej autorzy opowiadają o swojej współpracy i niezwykłej relacji, która ich połączyła.
Między Uchem A Mózgiem: Gratuluję Wam wspólnej płyty! Jest wyjątkowa! Crack Rock to bardzo ciekawy album - są na nim świetne piosenki, to po pierwsze, ale ważniejsze jest to, że są uniwersalne. To nie jest muzyka, którą wybieram najczęściej, nie sięgam po takie dźwięki regularnie, ale z jakiegoś powodu ten album bardzo mnie poruszył, chwycił mocno. Są tu emocje na dłoni, szczerość… Dziękuję Wam za to doświadczenie.
Anthony Mills: Dziękujemy, nas też ta muzyka bardzo poruszyła. Pewnie w nieco inny sposób niż Ciebie, pewnie zwracamy uwagę na inne aspekty. Nadal nas bardzo porusza! Płakałem wiele razy słuchając jej przed premierą, bo te dźwięki stale przypominają mi o więzi, jaka nas z Markiem łączy. Nagrywamy razem już tak długo, tyle wspólnie przeżyliśmy…
Marek Pędziwiatr: To prawda!
MUAM: Jak długo się znacie? Jak się poznaliście?
Tony: Poznaliśmy się w Warszawie w 2012 roku na Red Bull Music Academy… To już 13 lat. Obaj graliśmy na imprezie w klubie. Występował tam Wildcookie, grał też Marek z Piotrem Skorupskim (Spiskiem) jako Night Marks i wielu innych polskich artystów. Zamieniliśmy wtedy kilka słów, spędziliśmy razem miło czas. Kilka lat później przyjechałem ponownie do Polski, by spotkać się z producentem. Okazało się, że Night Marks byli właśnie w studiu i nagrywali materiał. Przyjaciółka zadzwoniła do Spiska. Pojechałem do Marka do studia, a tak naprawdę do jego domu. Spotkaliśmy się, zaczęliśmy wspólnie pracować, zostałem dłużej. To był 2016 rok…
Marek: Tak było. Nagrywaliśmy wtedy drugi album Night Marks, „Experience”. Anthony pojawił się pewnego dnia podczas jednej z sesji. Dosłownie natychmiast nagrał jeden z utworów na album i został z nami jeszcze przez kilka dni. To spotkanie stało się początkiem naszej niezwykłej wspólnej kreatywnej podróży… Tworzyliśmy bez ustanku. Nie mogliśmy przestać.
MUAM: Jak opisalibyście tę relację?
Tony: Nasza relacja opiera się na wzajemnym zaufaniu i poszukiwaniu czegoś nowego. Eksperymentujemy, próbujemy, ryzykujemy, spotykamy się co jakiś czas… Staramy się to nasze wspólne brzmienie uprościć, działać intuicyjnie, bez głębokich przemyśleń i planowania. Po prostu kierujemy się chwilą…
Jesteśmy takimi muzycznymi nerdami. Rozmawiamy o tej muzyce non stop, ale nie mieliśmy jeszcze okazji o niej opowiedzieć szerzej i bardzo dziękujemy za tę możliwość! Dotąd dzieliliśmy się odczuciami między sobą, nakręcaliśmy się wzajemnie. Oczywiście nie ma w tym niczego złego, ale zawsze fajnie też podzielić się swoją perspektywą z kimś z zewnątrz…
Marek: Ta nasza „nerdowość” działa nieco inaczej niż zwykle – nie analizujemy w nieskończoność, nie zagłębiamy się w nieustające przemyślenia. Oparta jest na wyczuciu, na emocjach, na tym, czego doświadczamy muzycznie i życiowo. Na naszych wzajemnych inspiracjach.
MUAM: A jak to było z tym „crack rockiem”? Czytałam, że wywodzi się z yacht rocka….
Marek: Yacht Rock to bardzo pojemny gatunek. Zainspirowało nas to brzmienie. Słuchaliśmy wspólnie muzyki Paula Simona, Fleetwood Mac…
Tony: Tak, wiele odłamów muzyki wywodzi się z yacht rocka. Ktoś ten gatunek tak nazwał, bo w Stanach odbywały się koncerty dla właścicieli jachtów, którzy przypływali swoimi łodziami do przystani, na której mogło być kilka tysięcy ludzi na kilkuset łódkach, którzy imprezowali, pili, wypoczywali, spędzali razem czas słuchając muzyki. Scena była zlokalizowana nad morzem. Rozbrzmiewały z niej dźwięki falujące, kojarzące się z kołysaniem łodzi. Tak brzmieli np. The Doobie Brothers, którzy takie koncerty grali. Ja i Marek wychowaliśmy się na tej muzyce, jesteśmy jej dziećmi. Słuchaliśmy jej w radiu, nasi rodzice mieli płyty z tą muzyką, była popularna przez wiele lat.
Nie zależało nam, by nagrać wspólnie dokładnie taką muzykę, każdy z nas patrzy na nią nieco inaczej, po swojemu. Marek rozumie ją na swój sposób, ja także mam na jej temat własną narrację. Rozmawialiśmy i słuchaliśmy muzyki. Ja dużo opowiadałem, Marek mnie słuchał…
MUAM: Dużo rozmawialiście o życiu, prawda?
Tony: Punktem wyjścia dla tej płyty był utwór „Passive Lover”. Jest wielowarstwowy. Zainspirowały go nasze rozmowy. Dotarliśmy do tych dźwięków głównie poprzez dialogi o życiu, w znacznie większym stopniu niż poprzez wspólne granie. Tę konkretną piosenkę zainspirowała rozmowa o mnogości znaczenia określenia „pimpin” … Kiedyś oznaczało wykorzystywanie kobiet, teraz używane jest niemal wszędzie i może określać „odpicowanie” auta, mieszkania, czegokolwiek…
Marek: Pamiętasz, gdzie ta rozmowa się odbyła? Chodziliśmy niedaleko Pałacu Kultury w Warszawie. Chodziło o to, że byliśmy w takim nastroju, kojarzącym się z konkretnym typem ubioru, odjechanymi autami, stylem bycia na ulicy. DJ Muggs z Cypress Hill, który wymyślał beaty zapytany o to, jak opisałby swoją muzykę odpowiedział dość nietypowo, skłaniając pytającego do wyobrażenia sobie konkretnej scenerii - ciemnej uliczki i majaczącej w oddali postaci. O coś takiego właśnie mi chodziło. Wymyśliłem wiele partii basu, a zainspirował je Anthony, który był wtedy przy mnie. To „pimpin” w rozumieniu emocji, podejścia…
MUAM: Macie bardzo ciekawy sposób pracy…
Tony: Widziałaś jak Marek gra? Każdy z jego palców ma swój własny charakter, czuje inaczej. Rozbrajają mnie jego umiejętności, jego pokora. Powinien chronić ręce, otaczać je specjalną troską. Ta pokora to największa siła sprawcza. Dzięki niej dochodzi do wymiany energii, do wymiany pomysłów, wzajemnego inspirowania się. Powstają rzeczy niezwykłe.
Gdy jesteśmy razem w pokoju, wzajemnie się inspirujemy, nakręcamy. Dużo się dzieje, jest dużo radości, zabawy. Graliśmy koncert, organizator zarezerwował dla nas hotel. Marek nie chciał jednak zostać, chciał wrócić do domu. Dojechaliśmy do jego domu około trzeciej nad ranem. Weszliśmy do domu , usiedliśmy. I nagle z jego ust padło, byśmy spróbowali coś nagrać ot tak, w ciągu godziny. Nie wierzyłem, zapytałem czy mówi poważnie…
Mówił serio. Mimo że jechał tak długo wciąż miał energię, by coś zrobić. Zagrał totalnie szaloną partię i zarejestrowaliśmy ją. Następnego dnia wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, włączyliśmy tę piosenkę. Zupełnie jej nie pamiętaliśmy. Była niesamowita. Popłynęła, tak bez planu, bez przygotowania…
Marek: To „Peekin’ Duck”, jeszcze jej nie wydaliśmy…
Tony: To przykład tego, że niezależnie od warunków jesteśmy w stanie coś stworzyć. Tak po prostu. Później już tak nie robiliśmy, ale kto wie, czy jeszcze kiedyś nie zdarzy się coś takiego…
MUAM: Czyli rozumiecie się bez słów, bo połączyła Was prawdziwa przyjaźń…
Tony: To szaleństwo. Nagraliśmy razem tyle muzyki. Po prostu tworzyliśmy. Podczas tej wspomnianej sesji Night Marks Marek i Spisek robili razem płytę. Gdy przyjechałem, Spisek zostawił nas na trochę samych. Dał nam dzień. Mieliśmy trzy utwory, jakieś zarysy. Gdy wrócił, mieliśmy już kilkanaście nowych pomysłów, gotowych piosenek.
Staliśmy się rodziną, przyjaciółmi nie tylko na poziomie stricte muzycznej współpracy, po prostu dobrymi przyjaciółmi. Połączyła nas pasja, wspólny rytm, do którego wzajemnie się dopasowaliśmy. Dogadujemy się tak dobrze, że jesteśmy w stanie stworzyć wspólnie niemal wszystko…. Gramy, gotujemy, chodzimy razem na zakupy…
Marek: Nasza relacja nie rozpoczęła się od spotkania w studiu i wspólnego tworzenia. Po prostu się spotkaliśmy, poznaliśmy, niemal natychmiast staliśmy się dla siebie jak rodzina. Mieszkaliśmy w moim domu jak bracia, Anthony gotował w trakcie sesji.
W ogrodzie rosły winogrona. Postanowiliśmy je zebrać i zrobić z nich wino. Chodziliśmy razem do sklepu. Kupiliśmy w markecie duży baniak, w którym fermentowały te owoce. W trakcie tej sesji doglądaliśmy tego wina. Gdy było już gotowe smakowało nieco mętnie, miało sporo osadu, ale świetnie komponowało się z lodem. Nie musieliśmy skupiać się aż tak na samej muzyce. Napisało ją życie. Życie jest muzyką… „Crack Rock” to kropla w oceanie inspiracji, w porównaniu z tym, co razem udało nam się stworzyć…
MUAM: Ten album jest celebracją życia, docenianiem każdej chwili, lekcji, której doświadczamy, każdej okazji, którą mamy….
Tony: Jest tu wiele warstw. Nagrywanie tego materiału było cenną lekcją. Nie było łatwe. Zmagałem się trochę z wokalami, szczególnie do „Passive Lover”. Nagrałem je w kiepskiej jakości i musiałem poprawić, by dobrze brzmiały w miksie. Wydawało mi się, że nie będę w stanie tego zrobić, bo zwykle ufam najbardziej tej pierwszej wersji, w początkową wersję wkładam najwięcej emocji. Jasne, jestem w stanie zaśpiewać coś kilka razy, ale emocje, które towarzyszą pierwszemu wykonaniu są nie do podrobienia. Zwykle z tego powodu wybieram pierwszą wersję…
Duże wytwórnie zmuszają artystów, by przygotowali kilkaset wersji, a i tak wybierają tę pierwszą. Nie po to, że któraś późniejsza jest lepsza, ale by artysta nauczył się utworów i był przygotowany do trasy koncertowej po wydaniu albumu. Tylko wiesz, wtedy traci się już te emocje, tę radość. Można nawet znienawidzić dany utwór!
Marek: Wiem, że to było wyzwanie, ale dałeś radę. Zmuszałem Cię trochę, ale chyba było warto. Czuję w tej piosence miłość…
Tony: Oczywiście, efekt jest świetny. Po raz pierwszy tak dobrze się bawiłem nagrywając coś ponownie… Musiałem Ci to wysłać. Dostarczenie tej nowej wersji było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem.
Marek: To trudna historia ze szczęśliwym zakończeniem! Pozostałe utwory powstały w zasadzie od ręki we Wrocławiu, gdy Tony mnie odwiedził. Byliśmy w naszym naturalnym środowisku, nie musieliśmy wymieniać się plikami.
Tony: Eksperymentowaliśmy z surowymi miksami, spowolnieniami taśmy. Napisaliśmy tę płytę patrząc przez okno, czując powiew wiatru. To też jest na tej płycie.
Marek: Tak, to zapis chwili, dokumentacja tego wspólnego czasu.
MUAM: Mam wrażenie, że te piosenki narodziły się bardzo naturalnie…
Tony: Kiedyś myślałem, że potrafię błyskawicznie nagrać piosenkę… Miałem pewnego dnia wynajęte studio w Brooklynie. Napisałem piosenkę w czasie, gdy przyjaciel parkował samochód. Opowiadałem o tym innemu przyjacielowi, który odpowiedział, że tak naprawdę napisanie piosenki w ciągu 3 minut zajęło mi trzydzieści lat. Zdałem sobie sprawę, że ma rację, że uczymy się całe życie. Zacząłem doceniać całą tę drogę do tego momentu, to, co się wydarzyło.
Gdy spotkałem się z Markiem jeden z utworów powstał w ciągu minuty. Jestem już po pięćdziesiątce…
Marek: i jesteś jeszcze szybszy (śmiech). Trening czyni mistrza…
MUAM: Liczy się tak naprawdę efekt, rezultat działania, a nie jego czas wykonania, ale jak potraficie działać błyskawicznie z taką jakością, to tylko lepiej…
Tony: To trochę tak jak z gotowaniem. Kocham gotować, ale nie jestem szefem kuchni. Gdy ktoś mnie tak nazywa, protestuję. Jasne, znam sporo przepisów, technik, ale nie mogę zaakceptować bycia szefem, bo nie mam papierów. Nie zapracowałem na ten tytuł jak osoby, które skończyły szkołę kucharską i zasłużyły na niego. To, że potrafię gotować nie znaczy, że jestem szefem. Nauczyłem się tego od babci, działam wg jej sposobów, pomysłów. Analogicznie jest w każdej innej dziedzinie.
Marek: Liczy się efekt końcowy!
MUAM: Oraz to, by być sobą w tym, czym się zajmujesz…
Tony: Dokładnie! Chodzi o docenienie siebie i staranie się, by być możliwie najlepszą wersją siebie, a nie polegać na tytułach…
Marek: Skoro już o gotowaniu mówimy, to gdy gotujesz samodzielnie, podejmujesz własne decyzje. Gdy gotujesz w duecie, sprawa się komplikuje, bo mając inne spojrzenie można łatwo się pokłócić, przesadzić np. z dodatkiem soli. Na szczęście my wiemy, jak gotować, kierujemy się intuicją, rozumiemy się.
Tony: Wiele potraw jest bardzo złożonych, np. curry ma 56 różnych przypraw, ale w podstawowej wersji danej potrawy jest zaledwie kilka kluczowych składników. By ją wykonać dobrze, liczy się sama metoda przygotowania. Można to porównać do muzyki. Ten minimalizm jest ważny i właśnie nim kierujemy się z Markiem w naszej muzyce. Poszczególne kompozycje mogą być złożone, rozbudowane, ale staramy się pozbyć tych niepotrzebnych szczegółów, skupić na sednie. Gdy mamy szkielet jakiejś kompozycji, dodajemy niektóre składniki naturalnie, czasem zaś tylko przyglądamy się wzajemnie swoim działaniom i pozwalamy sobie działać. Brałem któregoś dnia prysznic, a Marek w tym czasie grał. Zagrał taką piękną melodię, że bardzo się wzruszyłem… Są różne definicje wolności i aby poczuć się w pełni wolnym potrzebny jest czas. Daliśmy sobie czas, próbowaliśmy różnych rzeczy, czekaliśmy na ten właściwy moment.
Kluczowe składniki naszej muzyki to minimalizm, wzajemne inspirowanie się, wprowadzanie w trans poprzez wspólne improwizowanie i zapętlanie motywów w nieskończoność. Kochamy też występować w roli DJów i grać razem, inspirować się kreatywnie, ale też czerpać energię od innych ludzi…
Marek: Dokładnie, chodzi o to, by dzielić się miłością przez pryzmat muzyki…
MUAM: Wspomnieliście, że materiał zawarty na Crack Rock to nie jedyna muzyka, którą wspólnie nagraliście. Macie dalsze plany z tym związane?
Tony: Od 2016 roku nagraliśmy mnóstwo muzyki. Z 80 kawałków? Mamy dużo hiphopowego materiału, moglibyśmy stworzyć kilka różnych projektów…
Marek: Jeśli na początku nie jesteśmy do końca zadowoleni z efektów, nie wyrzucamy tych pomysłów, lecz traktujemy je jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań, rozwijania może w innym kierunku niż pierwotnie zakładaliśmy. Na pewno coś z nich stworzymy!
Tony: Wspomniałaś, że poczułaś coś wyjątkowego słuchając tej muzyki. Jak się o niej dowiedziałaś?
MUAM: Dotarły do mnie miłe wieści z Astigmatic Records, od Sebastiana. Gdy włączyłam ten album poczułam powiew lata, ciepło.
Tony: Sebastian po usłyszeniu kilku utworów był chętny, by wydać tę płytę w szeregach Astigmatic Records. Podkreślił, że jeśli pomysł się spodoba jego współpracownikom, wydadzą go i będzie to pierwszy album w wytwórni, na którym znajdą się wokale. Ostatecznie się udało. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko…
MUAM: Jakie to uczucie mieć album w dłoniach, w fizycznym wydaniu?
Marek: Dziwnie się z tym czuję, bo czas, który upłynął od powstania tego materiału do jego wydania był bardzo długi. Kochałem ten okres i to uczucie bycia w posiadaniu takiej tykającej bomby, o której jeszcze nikt nie słyszał. Teraz poszła już w świat…
Tony: Słuchałem tej muzyki niemal z religijnym namaszczeniem przez prawie półtora roku, praktycznie codziennie. Zrobiłem sobie kilka dłuższych przerw, ale zawsze gdy wracałem do „Crack Rock” uświadamiałem sobie, że ta muzyka zupełnie mnie nie męczy. Jestem wdzięczny, że mam już winyl, że jest taki piękny, że możemy o tej muzyce rozmawiać… Tak bardzo się cieszę!
Tak z ciekawości zapytam jeszcze, czy w tekstach tych piosenek było coś szczególnego, co zapadło Ci w pamięć?
MUAM: Gdy słucham Crack Rock, skupiam się głównie na energii tego materiału, na tym, jak płynie jako całość. Czuję, że to osobisty album, że zawiera ważną historię, opowiada o docenianiu tego, czego doświadczamy, ale nie jestem tak biegła językowo, by wychwycić ją w szczegółach. Potrzebuję więcej czasu, by wczytać się w teksty, poznać dogłębnie tło wydarzeń opisanych w poszczególnych piosenkach… Z drugiej strony może warto zostawić ją do osobistej interpretacji dla słuchaczy?
Tony: Szanuję to bardzo i doceniam. Odkąd mieszkam w Szwecji zauważyłem pewną prawidłowość. W szwedzkiej telewizji do anglojęzycznych programów nie dodaje się dubbingu, jak np. w polskiej czy niemieckiej. Dzięki temu Szwedom jest już na starcie łatwiej porozumiewać się po angielsku. Lepiej sobie radzą dzięki tej pomocy. Są natomiast mniej zaangażowani niż ludzie w Polsce, którzy silniej odczuwają muzykę, utożsamiają się w jakiś sposób z jej rytmem. Tak naprawdę w 9 na 10 przypadków dokładnie o to w muzyce chodzi. O tę energię, emocje, które niesie muzyka, jej nastrój.
Jasne, czasem można natrafić na niespodzianki typu że wesoła, pozytywna muzyka ma smutny tekst, opowiadający np. o śmierci, albo death metalowy utwór o narodzinach dziecka, ale to rzadkość (śmiech). Często sami artyści nie wiedzą tak naprawdę o czym napisali piosenki, bo kierowali się jakąś energią, siłą nadprzyrodzoną….
MUAM: Tym samym odpowiedziałeś na moje pytanie o to, co tak naprawdę sprawia, że dana piosenka jest „dobra”…
Marek: Tu nie chodzi o rozumienie języka, ale o rozumienie rozmówcy i energii. Większość materiału na Crack Rock powstała latem, w sierpniu. Pamiętam jak spacerowaliśmy nocą po starym mieście we Wrocławiu wśród tłumów turystów, jak słuchaliśmy surowych miksów tych nagrań w samochodzie. To była pełnia lata i jestem pewien, że przyczyniło się to do ogólnego charakteru brzmienia tej płyty.
Tony: Tę letnią aurę podkręciła też produkcja materiału w „starym stylu”. Jest taka ciepła….
MUAM: Dni stają się coraz cieplejsze, więc to doskonały czas, by posłuchać tej muzyki! Czy będzie ku temu okazja gdzieś na żywo?
Marek: Spotykamy się z Anthonym w czerwcu, by przygotować się do występu w Katowicach, na festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Tony przyjeżdża tydzień wcześniej i będziemy ćwiczyć. Nie graliśmy jeszcze tej muzyki na żywo. Nie mogę się doczekać!
Tony: Tak, wpadnij na ten festiwal, jeśli możesz. To będzie szaleństwo!
MUAM: Dzięki, postaram się! Tymczasem pięknie dziękuję Wam za rozmowę i wspólny czas!
Tony i Marek: Dziękujemy, było nam bardzo miło!
Crack Rock Marka i Anthony'ego ukazał się 7 marca 2025 nakładem Astigmatic Records.
Wersji cyfrowej materiału możecie posłuchać tu: https://crackrockmusic.bandcamp.com/album/crack-rock
Autorką zdjęć zamieszczonych w artykule jest Alicja Lesiak