poniedziałek, 20 października 2025

Nostalgiczna podróż do ery muzycznej telewizji, czyli o występie Morcheeby w Warszawie

Sprzedali ponad 10 milionów albumów, nagrali kilka radiowych hitów i wypracowali własny styl, któremu są wierni od lat. Ich unikalne połączenie triphopu i psychodelicznego popu stało się rozpoznawalne na całym świecie, przyciągając uwagę zarówno sympatyków miłych melodii jak i poszukiwaczy dźwięków ambitnych. Po kilkuletniej przerwie w sobotni październikowy wieczór do Warszawy zawitała grupa Morcheeba, zapewniając tłumnie zgromadzonej publiczności muzykę najwyższej jakości i pełen uroku powiew lata.

 


 

 Ponadczasowe melodie 

Zaczynali, gdy Internet dopiero raczkował, a muzykę odkrywało się za pośrednictwem radiowych audycji i telewizji muzycznej. Od początku eksperymentowali z brzmieniem i bawili się muzyką.  Sięgali po soul, funk, reggae, jazz, elektronikę, rock, pop, hiphop i wypracowali autorskie połączenie tych stylów, budując hipnotyzujące, ultraprzyjemne brzmienia, idealne do relaksu i poprawy nastroju. 

 

 

Morcheeba nieprzerwanie działa od 1995 roku, a kompozycje takie jak "Otherside", "Blindfold",  "The Sea", "Trigger Hippie" czy "Rome Wasn't Built In A Day" zupełnie się nie zestarzały i wciąż brzmią bardzo przyjemnie. Ta muzyka od trzech dekad niezmiennie urzeka ciepłem, klimatem i stylem. Lekko i subtelnie buja, koi, niesie uśmiech i oddech. Jest absolutnie ponadczasowa i to jej największa siła, co udowodnił sobotni koncert grupy w Warszawie, na którym stawiła się licznie publiczność w różnym wieku, by wspólnie słuchać i cieszyć się muzyką. 

 



Płynąc we wspólnym rytmie  

Ta muzyka po prostu nie może się nie podobać - jest jak szczery uśmiech i jak powiew lata w pochmurny, zimny dzień. Ciepła, miła, uniwersalna, a przy tym doskonale wykonana i dopracowana. Od pierwszych minut między publicznością i zespołem zrodziło się porozumienie. Nie brakowało rytmicznego kołysania, wspólnych śpiewów i oklasków. 

Trudno było pozostać wobec tych dźwięków obojętnym, one po prostu same niosły, przywodząc na myśl wyłącznie dobre wspomnienia. Muzycy czuli się tego dnia świetnie - utwory po prostu płynęły, prowadzone charakterystycznym, ciepłym głosem wokalistki. Skye Edwards niezmiennie ma się dobrze i śpiewa lekko i naturalnie. Przyjemnie się także ten koncert oglądało - scena została udekorowana uroczą roślinnością, podkreśloną przez bardzo ładne, klimatyczne światła. 

 

Sobotni relaks i szczera, fajna muzyka 

To był przemiły sobotni wieczór spędzony w bardzo dobrej atmosferze. Taki prawdziwy, niezobowiązujący, trochę nostalgiczny. W dobie, gdy króluje muzyka przeprodukowana i podkręcona nową technologią, ta szczerość i lekkość jest na wagę złota. Obok znanych i cenionych kompozycji było też coś świeżego - w maju tego roku ukazała się nowa, jedenasta już płyta zespołu, "Escape The Chaos", z której zabrzmiały trzy kompozycje. Pięknie wpasowały się w klimat wieczoru i dopełniły wyjątkowe, ponadczasowe brzmienie grupy. Morcheeba jest w świetnej formie i wciąż ma chęci, by spotykać się z publicznością. Był to świetny koncert, który świetnie sprawdził się w klubowych, kameralnych warunkach, ale myślę, że równie dobrze zabrzmiałby na festiwalowej scenie w ciepły, letni wieczór. Mam nadzieję, że nie była to ostatnia szansa na spotkanie z tą muzyką w Polsce. Myślę, że nie tylko ja chętnie posłucham Morcheeby na żywo jeszcze nie raz... 

 

Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: https://www.muamart.pl/index.php/morcheeba