poniedziałek, 11 sierpnia 2025

Post-metalowe, emocjonalne czary, czyli o występie King Woman w warszawskim VooDoo

Polska z roku na rok staje się coraz ważniejszym ogniwem na koncertowej mapie Europy - to dobrze, ponieważ oferta ciekawych wydarzeń w kolejnych miesiącach jest naprawdę bogata. Jednocześnie następstwem tych działań jest fakt, że coraz trudniej znaleźć zespoły, których występ w naszym kraju będzie wydarzeniem niebagatelnym i jedynym w swoim rodzaju. Takim wyjątkiem okazał się niedzielny wieczór w klubie Voo Doo w Warszawie, do którego zawitała Kristina Esfendiari wraz ze swoim projektem King Woman, zapewniając sympatycznej i oddanej publiczności ogrom wrażeń. 

 


 

Fuzja tego, co w post-metalu najlepsze

Ceniona przez fanów mrocznej atmosferyczności, w tym przez samą Chelsea Wolfe, utalentowana, bezkompromisowa, szczera, a zarazem skromna - Kristina Esfandiari to kobieta o potężnym głosie, wielkiej sile i ogromnej wrażliwości, co potwierdził jej warszawski, pełen emocji występ. Zaśpiewała wspaniale, demonstrując swoje szerokie możliwości wokalne, zręcznie balansując pomiędzy głębokim szeptem, prowadzeniem melodii i krzykiem. Przyjechała do stolicy z czwórką przyjaciół, dzięki czemu jej muzyka nabrała w koncertowej odsłonie jeszcze większej głębi, wyrazistości i mocy. 


 

Pięcioosobowy skład wykonał kilkanaście kompozycji, z przewagą tych z doskonałego "Celestial Blues" z 2021 roku. Doom-metalowy mrok zderzył się z post-metalową atmosferycznością i ujmującą melodyjnością, której naprawdę blisko było do bluesowych korzeni. Każdy kolejny utwór wybrzmiał  na sto procent i coraz silniej poruszał czułe struny, wprawiając publiczność w hipnotyczne kołysanie i coraz bardziej ekstatyczne, pełne euforycznych uniesień reakcje. Działo się coś absolutnie mistycznego, co trudno wyrazić jakimikolwiek słowami... 

 


Wrażliwa królowa mroku 

Choć sprawia wrażenie skromnej i skrytej, przez cały koncert Kris utrzymywała fenomenalny kontakt z fanami. Kilkukrotnie zeszła ze sceny, by dzielić z nimi emocje, które nią targały, by zaśpiewać i wykrzyczeć wspólnie z pierwszymi rzędami najważniejsze fragmenty "Psychic Wound" i "Morning Star". Całość zwieńczył absolutnie wzruszający bis, czyli wykonany z publicznością "I Wanna Be Adored" z repertuaru The Stone Roses. Po wspólnym zaśpiewaniu utworu artystka jeszcze długo wymieniała serdeczności z fanami, uśmiechając się do nich, dziękując za wspólny czas i czule ich przytulając. Właśnie takie chwile, pełne szczerości, ciepła i miłości pamięta się najsilniej. 

Warszawski występ King Woman był jednym z czterech europejskich koncertów grupy na tej trasie i jednym z dwóch kameralnych, klubowych wieczorów. Ostatnia okazja, by zobaczyć i usłyszeć Kris z zespołem w najbliższym czasie w Europie, 12 sierpnia w Berlinie. 

Konkretny, jakościowy wstęp 

Przed gwiazdą ciekawą, klimatyczną rozgrzewkę zapewniła publiczności stołeczna Datura, poruszająca się w zbliżonej, post-metalowej estetyce. Kwintet wykonał kompozycje z debiutanckiego albumu "Obsidian", pięknie prowadzone przez wszechstronnie uzdolnioną wokalistkę Maję. Całość zabrzmiała bardzo dobrze - selektywnie, intrygująco, niepokojąco, świetnie wprowadzając w aurę wieczoru. 


 

Więcej zdjęć znajdziecie tu: 

King Woman: https://www.muamart.pl/index.php/king-woman/

Datura:  https://www.muamart.pl/index.php/datura/