wtorek, 14 października 2025

Wieczór w klimacie delikatnego r'n'b, czyli o tym, jak Chet Faker wystąpił w Gdańsku

Kompozytor, muzyk, wokalista, dj. Artysta o ogromnej wrażliwości i wyczuciu, obdarzony wyjątkowym głosem. Nie było go dłuższą chwilę i stęskniona publiczność spragniona muzycznej delikatności po cichu bardzo liczyła na ten powrót.

Nick Murphy po ponad dekadzie postanowił ponownie sięgnąć po pseudonim i jako Chet Faker wyruszył w trasę i przyjechał do nas na trzy koncerty. Na każdy z nich biletów zabrakło już kilka miesięcy temu. Swoją trasę po Polsce rozpoczął w Gdańsku, w stoczniowej przestrzeni klubu B90. Jak było? 

 


 

 

Subtelnie i z wyczuciem

Jego muzyka zawsze wymykała się klasyfikacji. Zawsze stawiał na subtelność, delikatność, wyciszenie, intymność, balansując pomiędzy relaksującymi rytmami, r'n'b i ambientem. Czerpiąc z popu, hiphopu, elektroniki i improwizacji zawsze skupiał się na tym, by spojrzeć głębiej, do wnętrza. Chet Faker to artysta o ogromnej wrażliwości, który podczas swoich koncertów stawia przede wszystkim na klimat i taki właśnie był występ w Gdańsku. 

Australijczyk skupił się przede wszystkim na kompozycjach z flagowego, wydanego 11 lat temu albumu "Built On Glass", zręcznie balansując pomiędzy popową przystępnością i wyrafinowaniem bliskim temu charakterystycznemu dla muzyki jazzowej. Wystąpił w trio, z przyjaciółmi - z gitarzystą oraz grającym także na saksofonie perkusistą. Sam Murphy skupił się przede wszystkim na czarowaniu publiczności delikatnymi klawiszowymi pasażami, które dopełniał swoim charakterystycznym, przyjemnie mruczącym głosem Po gitarę sięgał rzadko, niespiesznie też wstawał do ustawionego na środku sali mikrofonu. 

Nostalgia kontra spojrzenie w przyszłość 

Zaczął niespiesznie, niemal eksperymentalnie, z delikatną, wyważoną produkcją, saksofonem i gitarą. Rozkręcał się bardzo powoli, stopniowo budując atmosferę. Świadomie, dojrzale, niezmiennie z pasją, która cechowała jego dawne nagrania. 

Publiczność przyjęła go bardzo ciepło, słuchając z uwagą i dopingując po każdym utworze. Z każdą kolejną minutą muzyka bujała coraz bardziej, a artysta uśmiechał się coraz szerzej, coraz konkretniej wchodząc w koncertowy nastrój. Mówił niewiele, ale nie było takiej potrzeby - między nim a fanami wytworzyła się nić porozumienia, dzięki czemu ten wieczór był dla wielu osób wyjątkowy, wymarzony. Było to nie tylko nostalgiczne spojrzenie na dorobek artysty cenionego od lat, ale zarazem spojrzenie w przyszłość, czego dowodem był wykonany przez Fakera nowy singiel "Inefficient Game". Właśnie tak buduje się mosty - nowy album artysty niebawem! 




Kilka godzin ulubionej muzyki 

Po niemal dwugodzinnym koncercie można było z poczuciem dobrze spędzonego czasu udać się do domu, by odsapnąć lub kontynuować ten wieczór nieco bardziej energetycznie. Nadarzyła się bowiem ku temu okazja niebagatelna - po udanym koncercie Chet Faker zaprosił publiczność na afterparty do pobliskiego (położonego dwa piętra wyżej) Plenum, gdzie od północy rozkręcał imprezę DJską. Nieczęsto zdarza się, by artysta po intensywnym scenicznym wysiłku miał siły na dalszy kontakt z publicznością i to w tak energetycznych okolicznościach! Wydarzenie roku? Dla wiernych fanów talentu Australijczyka z pewnością! 

Na koniec pozostaje jeszcze dodać, że przed gwiazdą wieczoru publiczność rozbujał Leon Krześniak. Młody artysta z Trójmiasta w towarzystwie przyjaciół zaproponował lekkie, kołyszące, niezobowiązujące piosenki na gitary i perkusję. Był to naprawdę miły i przyjemny występ. 

 


Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: 

Chet Faker: https://www.muamart.pl/index.php/chet-faker

Leon Krześniak: https://www.muamart.pl/index.php/leon-krzesniak