Tak to już jest - albo nie dzieje się zupełnie nic, albo wszystko jednocześnie. Drugi weekend października przyniósł fanom muzyki w Trójmieście nie lada orzech do zgryzienia i niemały ból głowy przy wyborze koncertowych doświadczeń. B90, Drizzly Grizzly, Klub Kot, Instytut Kultury Miejskiej - w każdym z wymienionych miejsc działo się dużo, a co więcej równolegle odbywało się też kilka festiwali, w tym druga edycja Art Of Freedom - przestrzeni do odkrywania tego, co w muzyce nowe i nieoczywiste.
W ramach święta wolności sztuki w piątkowy wieczór do kultowego pubu przy Lawendowej zawitały 2/5 składu EABS i 1/2 składu grupy Błoto, czyli Latarnik i Cancer G, którzy jako Zima Stulecia zabrali publiczność w świat dźwięków pokręconych i wywołujących ciarki na plecach - nie z zimna, lecz z zachwytu.
Kolebka improwizacji
Lawendowa 8 to nie tylko pub, lecz bardzo ważne miejsce na artystycznej mapie Trójmiasta. Tu w czwartki spotykają się artyści, by wspólnie podejmować nowe inicjatywy, rozmawiać, improwizować w ramach otwartych jam sessions. To tu, często podczas niezobowiązujących rozmów, narodził się pomysł na niejedną współpracę. Nic więc dziwnego, że zawitał tu także festiwal Art Of Freedom, w którego ideę wpisana jest artystyczna wolność, wspólne odkrywanie i radość z kontaktu ze sztuką. Zawsze, gdy tego potrzeba, by zbudować własną artystyczną wypowiedź. Pomysł na koncert w tym miejscu wpisał się zatem w ideę festiwalu idealnie - tym bardziej, że zawitali tu muzycy, który nie stawiają sobie żadnych gatunkowych ograniczeń i płyną z kreatywnym prądem w nieoczywistym kierunku.
Gdy zwycięża miłość do muzyki
Zwany Latarnikiem Marek Pędziwiatr i jego przyjaciel Marcin Rak (Cancer G) o improwizacji wiedzą niemal wszystko i rozumieją się bez słów, wzajemnie wyczuwając emocje, energię i kierunek, w którym chcą podążać muzycznie. Gdy poznali się niemal dwie dekady temu na warsztatach w Pułtusku wydawało się, że nic z tego nie będzie, bo choć dogadywali się świetnie od początku, to dystans 800 km ze Świnoujścia do Rycerki Dolnej wydawał się nie do pokonania. Na szczęście zwyciężyła miłość do muzyki - bratnie dusze odnalazły wspólną artystyczną drogę w EABS, powołały do życia Błoto, a w międzyczasie postanowiły dać upust fantazji improwizując w duecie, czego efektem stał się osobny projekt, który nazwali Zima Stulecia na pamiątkę ostatniej potężnej, historycznej zimy w styczniu 1987 roku, która zbiegła się z ich datami urodzenia. Właśnie z tym zespołem przyjechali do Gdańska, a wydany przed dwoma laty debiutancki "Minus 30°C" stał się punktem wyjścia do lotu w nieznane.
Gdy zapiera dech
Siarczysty mróz, opady śniegu paraliżujące komunikację, lawiny, zamiecie - zima to wyzwanie, ale też nieprawdopodobnie fascynująca pora roku, której towarzyszą jedyne w swoim rodzaju krajobrazy. Jak zinterpretować ją muzycznie? Latarnik i Cancer G postawili na brzmienia mroczne, niepokojące, przeszywające do szpiku kości. W dusznej, ciasnej i pięknie surowej przestrzeni na Lawendowej, pośród ceglanych ścian, zabrzmiały zaskakująco, ale szybko znalazły swoje miejsce. Jak to? Mróz i upał mają wbrew pozorom wiele wspólnego - zapierają dech i taka też była ta muzyka - z tym, że pozbawiała swobody oddychania nie z braku powietrza, lecz z zachwytu.
Klawisze i perkusja - tylko tyle, a właściwie aż tyle, bo zgadzało się wszystko. Techno, house, ambient, hip hop, a zarazem jazzowa improwizacja. Swobodny dialog, wymiana pomysłów, zabawa z brzmieniem i muzyka, która płynie, oplata umysł, przyciąga uwagę i wprowadza w trans. Tak rozmawiają przy pomocy dźwięków osoby, które wiedzą o sobie niemal wszystko i czują się wzajemnie. Wystarczyło kilka wzajemnych spojrzeń i muzyka popłynęła własnym torem, niemal roznosząc kameralną klubową przestrzeń w pył.
Oniryczny, taneczny lot
Muzyczne wyczucie Latarnika oszałamia - jego uderzenia w klawisze były lekkie jak płatki śniegu, a zarazem precyzyjne niczym wzory z mroźnych igiełek, które rysuje na szybach zima. Doskonale dopasował się do tego stylu Cancer G, wyczuwając kolejne ruchy i dodając im energetycznego podbicia i mocy rażenia. Świetnie się tych dialogów słuchało, ale równie fantastycznie te rozmowy obserwowało.
Pięknie towarzyszyły idealnemu nagłośnieniu wyświetlane na murze za muzykami subtelne wizualizacje, które dodatkowo podkręcały atmosferę i budowały niepowtarzalny klimat - pulsujący i zachęcający do niezobowiązującej zabawy, jak przystało na start weekendu. To był oniryczny, psychodeliczny lot, który nie potrzebował absolutnie żadnych substancji wspomagających, by zakręciło się od niego w głowie. Po prostu doskonały.
Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: https://www.muamart.pl/index.php/zima-stulecia/