Teatr na Plaży to przestrzeń niezwykła. Położona tuż przy plaży jednego z najważniejszych polskich kurortów wypoczynkowych, w sąsiedztwie Klubu Atelier maleńka, klimatyczna teatralna sala jest enklawą kultury pośród sopockich pubów i klubów, nastawionych na szeroko pojętą zabawę turystów i wczasowiczów. Regularnie funkcjonuje tam dyskusyjny klub filmowy, odbywają się spektakle teatralne, a także występy nietuzinkowych, starannie wyselekcjonowanych zespołów. W minioną niedzielę na deskach teatru wystąpił włoski duet Father Murphy, który jak się później okazało rozpoczął kilka dni wcześniej swoją pożegnalną trasę koncertową promującą wydawnictwo "Requiem for Father Murphy", ukazujące się 20 kwietnia 2018 i ostatecznie zamykające funkcjonowanie duetu w tej formie.
Po czternastu latach od wydania
debiutanckiego albumu Freddie Murphy i Chiara Lee, zmęczeni nieco konwencją sakralną
i muzycznymi wycieczkami w kierunku psychodeliczno-onirycznych, niepokojących
dźwięków, postanowili "uśmiercić" dotychczasową działalność i wkroczyć
na nową artystyczną drogę. Od zawsze byli skłonni do muzycznych eksperymentów i
jako Father Murphy wypracowali swoje własne, niepowtarzalne brzmienie, które
zachwyciło lidera Swans Michaela Girę połączeniem minimalizmu i emocjonalności.
Zwrócili także uwagę członków Xiu Xiu i Deerhoof, z którymi niejednokrotnie
wspólnie koncertowali po obu stronach Oceanu Atlantyckiego.
Jak mówią sami twórcy, Father
Murphy to muzyczny wyraz poczucia winy w rozumieniu religii katolickiej. Wydana
w 2015 roku "Trilogy Of The Cross" (ang. Trylogia Krzyża) jest tego
dowodem. Brzmienie zespołu to wypadkowa dronowej,
rozstrojonej gitary na tle organowo – elektronicznego akompaniamentu, z
dodatkiem dźwięków natury, oszczędnej perkusji i wokalnego dialogu obojga
muzyków ocierającego się o melorecytację. Nie jest to muzyka łatwa w odbiorze –
wymaga skupienia i otwartości umysłu na nowe formy artystycznego wyrazu,
wykraczające poza schemat nie tylko piosenki posiadającej zwrotki i refren,
lecz także melodyjnych kompozycji o nieradiowej długości, będących jednak
formami zamkniętymi, posiadającymi swój początek i koniec. Podobnie jest
zresztą z trzema ostatnimi wydawnictwami grupy Swans, które tak naprawdę są
artystycznymi eksperymentami Michaela Giry.
Włoski duet to jeden z
najbardziej enigmatycznych projektów, jakie miałam okazję usłyszeć i zobaczyć
na żywo. Panujący na widowni sali teatralnej mrok, subtelne oświetlenie sceny
przy pomocy jednego centralnego i czterech krzyżujących wiązki światła reflektorów,
białe stroje muzyków, ich stateczna postawa i minimalistyczne brzmienie
prostych instrumentów stworzyły niesamowity, oniryczny klimat. Pod względem
muzycznym nie był to typowy koncert, lecz pozbawiony bisów blisko
pięćdziesięciominutowy dźwiękowy spektakl zbudowany z kilku aktów. Freddie i
Chiara stojąc naprzeciw siebie i tocząc między sobą muzyczny dialog
zaprezentowali w całości requiem z ostatniego albumu projektu, bazujące na
dziewiętnastowiecznych rytualnych praktykach towarzyszących ceremonii
pogrzebowej.
Występ rozpoczął się od
miarowych, hipnotyzujących uderzeń w bęben i oszczędnych gitarowych dźwięków,
które stopniowo nabierały mocy, aż zamieniły się w gęstą, mroczną i niepokojącą,
energetyczną ścianę. Współbrzmiały one z mrożącym krew w żyłach brzmieniem
organów, piskiem gwizdka oraz elektronicznymi dodatkami w postaci dźwięków przelewającej
się wody, czy skrzypienia drzwi. Kluczowe były także trwające ułamki sekund
momenty ciszy. Całości dopełniały uzupełniające się wokale muzyków – delikatny
głos Chiary, który urastając do krzyku przyprawiał o dreszcze i pełen
melancholii śpiew Freddiego.
Podniosła, patetyczna kompozycja zakończyła
się muzyczną pętlą w postaci wspomnianych już powolnych uderzeń w bęben, nie pozostawiając
żadnego z słuchaczy obojętnym na to, co usłyszał. Pomimo znacznej
eksperymentalności i niełatwej struktury, intrygowała swoją nietypowością.
Artyści zaprezentowali prawdziwy teatr emocji, poruszając najgłębsze zakamarki
duszy i wywołując duchy przeszłości. Siła oddziaływania dźwięków była tak duża,
że przywoływała najmroczniejsze i najbardziej przygnębiające wspomnienia, które
za wszelką cenę próbuje się wymazać z pamięci, jednocześnie wprowadzając w
trans i nie pozwalając nawet na moment oderwać myśli od scenicznego spektaklu.
Odczuwanie pełni artystycznych wrażeń było możliwe dzięki bardzo dobremu
nagłośnieniu teatralnej sali.
Trzeba przyznać, że każdy, kto
zjawił się w niedzielny wieczór w Teatrze Na Plaży miał niebywałe szczęście
doświadczyć wyjątkowych emocji i wziąć udział w wydarzeniu, które już się nie
powtórzy. Spotkanie z twórczością Father Murphy w ostatecznej muzycznej formie
było zapierającym dech, oczyszczającym duchowym przeżyciem, które na długo pozostanie
w pamięci słuchaczy. Po występie była możliwość nabycia najnowszego wydawnictwa
przed premierą, jak również wspólnego albumu nagranego z byłą wokalistką Swans,
Jarboe oraz limitowanej edycji kasety magnetofonowej. Poza sceną
młodzi artyści okazali się sympatycznymi, skromnymi, uśmiechniętymi ludźmi, którzy
chętnie dzielili się wrażeniami z fanami i byli szczerze wzruszeni ciepłym
przyjęciem. Warto śledzić ich poczynania w ramach nowego muzycznego
projektu.