Granica pomiędzy sztuką a kiczem bywa bardzo cienka. Zespołem, który balansuje na niej praktycznie od początku kariery jest Muse. Trio z Teignmouth od lat budzi skrajne emocje u słuchaczy i krytyków muzycznych – jedni chwalą ich za pomysłowość, ciągłe poszukiwanie nowych rozwiązań brzmieniowych i zgrabne łączenie różnych gatunków muzycznych, inni krytykują za wykorzystywanie ogranych patentów, czasem zbyt oczywiste nawiązania do twórczości innych zespołów i nadmierną patetyczność. Muzycy jednak konsekwentnie dążą do wyznaczonego sobie celu i z albumu na album zmieniają się jak muzyczny kameleon. Czym zaskoczyli na ósmym studyjnym wydawnictwie?
Muse
od blisko dwudziestu pięciu lat tworzy troje przyjaciół z czasów szkolnych –
multiinstrumentalista, wokalista i kompozytor Matthew Bellamy, basista Chris
Wolstenholme oraz leworęczny perkusista Dominic Howard. Skład ten od początku istnienia zespołu. Pomysłowe
gitarowe riffy i solówki, eksperymenty z elektroniką, charakterystyczne partie
basu, wyrazista perkusja, orkiestracje, a przede wszystkim niepodrabialny,
klikuoktawowy falset wokalisty stały się ich znakami rozpoznawczymi. W
nagraniach zachowany był balans pomiędzy lekkością i przebojowością, a
ambitnymi rozwiązaniami brzmieniowymi, dzięki czemu ich twórczość trafiła do
milionów słuchaczy na całym świecie.
Muzycy
Muse zawsze lubili opowiadać spójne historie, w których przy pomocy
zapadających w pamięć utworów i towarzyszących im obrazów starali się
przekazywać ważne treści dotyczące globalnych problemów. Bellamy dał się poznać
słuchaczom jako fan science – fiction, fizyki kwantowej, kosmonautyki i szalony
propagator licznych teorii spiskowych. W swoich tekstach często nawiązywał do
sytuacji politycznej na świecie, otwarcie pisząc o tym, co go denerwuje, czemu
się sprzeciwia i co jest przyczyną jego wewnętrznego niepokoju. O czym tym
razem postanowił opowiedzieć?
“Simulation
Theory” dotyka nieco lżejszej tematyki niż kilka poprzednich płyt zespołu, skoncentrowanych
na aspektach społeczno-politycznych. To synth-rockowa opowieść utrzymana w
nurcie science-fiction, oparta na analizie tajników tak zwanej teorii symulacji.
Według jej autora, Nicka Bostroma rzeczywistość, którą postrzegamy, jest
jedynie symulacją, której nie jesteśmy świadomi. Zasugerował on, że jeśli
możliwe jest stworzenie przy pomocy komputera wiernej symulacji cywilizacji, a
nawet całego Wszechświata, a symulowani ludzie mogą doświadczać świadomości, to
bardzo możliwym jest, że zaawansowane cywilizacje zamieszkujące np.
wszechświaty równoległe, stworzyły nasz świat, w którym żyjemy. W tekstach
jedenastu albumowych kompozycji fantastyka kontrastuje z realnymi odczuciami
ludzkimi. Lirycznym łącznikiem z tematyką poprzedniej płyty zespołu, “Drones”
jest “Something Human”, opowiadający o potrzebie miłości i szczerych uczuć,
natomiast pierwszy zaprezentowany singiel z płyty, “Dig Down” jest następstwem
reakcji wokalisty na Brexit. W tekstach pozostałych utworów nie brakuje także
odniesień do ludzkich odczuć i emocji.
W
warstwie muzycznej w porównaniu z poprzednimi albumami nieco się zmieniło.
Agresywne gitarowe riffy i basowe galopady przywodzące na myśl twórczość Rage
Against The Machine ustąpiły miejsca syntezatorowym eksperymentom. To
najbardziej przebojowy i najbardziej “amerykański” album Muse. Stadionowy rock
przypominający Queen i U2 łączy się tu z modnymi popowo-elektronicznymi
brzmieniami z elementami hip hopu. Znany z kontrowersyjnych poglądów lider
zespołu przyznał w wywiadzie dla BBC, że nowe brzmienie jest wynikiem malejącej
popularności instrumentu najbardziej kojarzonego z muzyką rockową, tj. gitary elektrycznej.
Dodając kontrowersyjnie, że cieszy go ten fakt rozwinął swoją myśl następująco: "Najbardziej ekscytujące dziś jest to, że można mieszać klasykę, hip-hop
i rocka w jednej piosence."
Zmienił
się także pomysł na rejestrację materiału. Tym razem zamiast skoncentrować się
na nagraniu od razu całości albumu, muzycy etapowo pracowali nad poszczególnymi
kompozycjami. Dzięki temu mogli pochylić się nad każdym z utworów bardzo
skrupulatnie, czego efektem są alternatywne wersje niektórych nagrań,
zamieszczone na edycjach deluxe oraz superdeluxe. Album został wyprodukowany
przez zespół we współpracy z czterema producentami – Richem Costey, który
pracował z Muse nad “Absolution” i “Black Holes And Revelations”, Mikiem
Elizondo, który zagrał na klawiszach w “Dig Down”, pochodzącym ze Szwecji Shellbackiem
i amerykańską gwiazdą Timbalandem, wyznaczającym obecnie produkcyjne trendy.
Mimo
znaczących stylistycznych innowacji wciąż jednak słychać, że mamy do czynienia
z twórczością Muse. W utworach, nad którymi pracował z muzykami Costey wyraźnie
słyszalne są nawiązania do ery “Absoulton” i opartych na fortepianowych
klasycznych partiach oraz podniosłym wokalu kompozycji “Apocalypse Please” oraz
wieńczącego album “Ruled By Secrecy”. Tak jest między innymi w rozpoczynającym "Simulation
Theory" "Algotithm", następującym po nim "Darkside" i świetnym
finałowym "The Void". Charakterystyczne dla Muse gitarowe riffy
zostały zastąpione elektronicznymi beatami i przesterami, jednak sam zamysł
kompozycyjny pozostał bardzo podobny. Nie znaczy to jednak, że album jest zupełnie pozbawiony gitar - są świetnie wkomponowane chociażby w "Pressure", "Darkside", "Thought Contagion" i "Blockades".
Momentami
nawiązania do poprzednich dokonań zespołu są zbyt oczywiste. Denerwujące jest wręcz
bliźniacze podobieństwo singlowych "Dig Down" do "Madness"
z "The 2nd Law" oraz "Something Human" do "Where The
Streets Have No Name" U2. Nie do końca udane są także utwory najbardziej
utrzymane w klimacie amerykańskiego popu, w szczególności "Get Up And
Fight" z paskudnym disco-wstępem, kiczowatymi chórkami i irytującym
refrenem budzącym skojarzenia z Thirty Seconds To Mars.
Syntezatorowe
taneczne, pulsujące brzmienia obroniły się natomiast we wstępie świetnie rozwijającego
się "Blockades", który z przypominającej utwory Daft Punk elektro-melodyjki
staje się stadionowym hymnem na miarę Queen, a także w utworze "Propaganda"
ocierającym się o muzykę Prince'a i Justina Timberlake'a. Ciekawy jest też
hip-hopowy "Break It To Me".
Z
warstwą muzyczną i tekstową korespondują zaś towarzyszące albumowi obrazy. Okładkę
albumu zaprojektował Kyle Lambert, który współpracował przy telewizyjnej
produkcji “Stranger Things” Została wykonana nietypowo – narysowana specjalnym
ołówkiem na iPadzie Pro. Do promujących płytę utworów nakręconych zostało pięć
spójnych tematycznie teledysków, które wyreżyserowali Miike Snow oraz Twin
Shadow. Utrzymane są one w konwencji popularnych filmów i teledysków złotej ery
muzyki tanecznej, tj. lat osiemdziesiątych i nawiązują do flagowych tytułów
popkultury takich jak “Powrót do Przyszłości”, “Gwiezdne Wojny”, “Pogromcy
Duchów”, czy teledysku do hitu “Thriller” Michaela Jacksona, które zauważalne
są szczególnie w video do “Thought Contagion”, pokazującym Muse jako zespół
mający dystans do własnej twórczości. Jednocześnie przebojowo i nostalgicznie jest zaś w teledysku
do "Pressure". Muzycy powracają tu do czasów zespołowych
początków, gdy nazywali się Rocket Baby Dolls i występowali na lokalnych
imprezach w pobliżu rodzinnego Teignmouth.
Trudno
jednoznacznie ocenić "Simulation Theory", gdyż przyjęta przez zespół albumowa
konwencja w pewnym sensie wymusiła przebojowe, niebezpiecznie ocierające się o komercyjny
kicz brzmienie. Z drugiej jednak strony jest to bardzo spójna płyta, która
poszerza zespołowe muzyczne horyzonty i jest dowodem na to, że Muse to muzyczna
hybryda, która nie bojąc się nowych wyzwań może obronić swoją twórczość w
praktycznie każdym gatunku muzycznym i zarazić swoją muzyką kilka pokoleń
fanów.
W
2019 roku minie dwadzieścia pięć lat od powołania Muse do życia i dwadzieścia
od wydania debiutanckiego albumu “Showbiz”, na którym introwertyczni jeszcze
wtedy chłopcy próbowali znaleźć własny muzyczny język. Dziś zespół, który w
1994 roku wygrał lokalny konkurs dla debiutantów pod nazwą “Battle Of The
Bands” (do dziś w Internecie można znaleźć koszmarnej jakości nagrania z tych
czasów) bez problemu zapełnia hale i stadiony na całym świecie. Z pewnością
wyprzeda także nadchodzącą trasę koncertową, w ramach której zawita do Polski
już 22 czerwca odwiedzając krakowską Tauron Arenę.
5/10
Posłuchaj fragmentu: Muse - Pressure