piątek, 19 września 2025

Czy ścieżka dźwiękowa może być pełnowymiarowym albumem?

Dźwięk i obraz to nieodłączni partnerzy w sztuce, którzy dopełniają się wzajemnie - trudno o muzykę bez obrazu, choćby w postaci okładki albumu czy singla, a sekwencji obrazów często towarzyszy układ brzmień, które tworzą ścieżkę dźwiękową. Dzięki nim krótszy czy dłuższy film nabiera dodatkowego wymiaru. Muzyka jest nieodłączną częścią filmu, która dopełnia kinową historię, pomagając wyrazić to, co trudno ująć w słowach. Nic więc dziwnego, że twórcy kinowi zapraszają do współpracy tych, którzy znają się na muzyce - w ostatnich latach nie tylko kompozytorów muzyki klasycznej i współczesnej, lecz także tych, których słuchają tysiące, miliony fanów na całym świecie z płyt oraz na koncertach.  

Swoich utworów do filmów od lat użyczają popularni artyści, pomagając w promocji filmów, ale w ostatnich latach niektórych z nich zaprasza się także do zrealizowania całej ścieżki dźwiękowej. Wspólnie muzykę do filmów komponowali Nick Cave i Warren Eliis, a także Trent Reznor, który wraz ze swoim przyjacielem Atticusem Rossem napisał ponad dwadzieścia ścieżek dźwiękowych i zdobył za nie multum wyróżnień, w tym Oscary, Grammy, Emmy i Złote Globy. Tym razem Panowie zrealizowali ścieżkę dźwiękową, którą potraktowali jako pełnoprawny album Nine Inch Nails. Kilka tygodni temu album o podobnym charakterze wydali też IDLES. Przyjrzyjmy się zatem tym wydawnictwom bliżej. 

 


 

 Artysta w świecie algorytmów

Muzycy w dwudziestym pierwszym wieku, a szczególnie po pandemii, lekko nie mają. W dobie rozwoju nowoczesnych technologii, które potrafią już tworzyć muzykę z automatu, na podstawie niezliczonych dostępnych danych w sieci i gigantycznej konkurencji podsycanej przez algorytmy mediów społecznościowych i serwisów streamingowych walczą o choćby ułamek uwagi odbiorcy. Szukają więc różnych sposobów dotarcia do fanów i różnych dróg pokazania swojej sztuki szerszemu gronu. Nie będąc w stanie wygrać wyścigu w streamingu, by znaleźć się na jakiejś popularnej playliście, zarabiając grosze za dziesiątki tysięcy odtworzeń stawiają na koncerty, które oferują bezpośrednie doświadczenie muzyki tu i teraz, ale też na inne formy, takie jak muzyka filmowa, muzyka do seriali dostępnych na popularnych platformach. Tak zrobili Nine Inch Nails, których zaproszono do stworzenia muzyki do filmu "TRON: Ares" oraz IDLES, którzy nagrali soundtrack filmu "Caught Stealing" (tj. "Złodziej z przypadku"). Jak wyszło? 

 

Mistrzowie opowiadania dźwiękowych historii 
 
Powrót Nine Inch Nails to jedno z bezapelacyjnie najważniejszych wydarzeń 2025 roku. Trasa koncertowa amerykańskiej grupy, z genialną setlistą, produkcyjną realizacją i innowacyjnymi pomysłami (o berlińskim występie tu) przyniosła fanom ogrom emocji i wzruszeń. Tym większą radością było ogłoszenie nowego materiału przez zespół, który jak się okazuje jest fajnym pomostem między piosenkami, na które czekają miłośnicy industrialnego mroku, z którego słynie amerykańska grupa, a tym, czym Reznor i Ross zajmują się przede wszystkim w ostatnich latach - tworzeniem dźwiękowych przestrzeni i eksperymentowaniem z brzmieniem. 
 
Ciekawej muzyki jest tu całe mnóstwo, a co więcej jest ona bardzo spójna. Udało się, obok prawdziwych singlowych hitów znajdziecie tu piękne przechodzące w siebie i budujące klimat dźwiękowe przestrzenie układające się w pasjonującą, pobudzającą wyobraźnię opowieść. Jest tu dużo mrocznej, atmosferycznej elektroniki, zarówno takiej sprzyjającej refleksji, jak i tańcom. 
 
Reznor fenomenalnie śpiewa nie tylko w "As Alive As You Need Me To Be", lecz także w dynamicznym "Shadow Of Me", w którym eksperymenty z autotune zderzają się z flagowym brzmieniem NIN, ale też w "Who Wants To Live Forever?", który nie jest coverem kompozycji grupy Queen, lecz zupełnie inną, intymną, subtelną balladą zaśpiewaną w duecie. Echa tych utworów przewijają się w eksperymentalnych miniaturach na całym albumie, pięknie prowadząc narracje. 
 
Czy obraz jest tu potrzebny, by poczuć emocje? Mi osobiście nie i nie jestem pewna, czy fabuła filmu "TRON: Ares" jest czymś, co chciałabym zgłębić wizualnie.  Wystarczy mi ta świetna muzyka, do której na pewno będę wracać.
 

Gdy pracuje wyobraźnia 

A jak z zadaniem poradzili sobie IDLES? Ich album jest nieco krótszy, dużo na nim miniatur, które dopełniają wyobrażenie różnych filmowych scen. Są też ważne momenty, jak doskonały finałowy singiel "Rabbit Run", nawiązujący do "Forresta Gumpa", jest świetny, pełen wycofanego wokalu Talbota "Cheerleader", intrygujący rap w "Doom" z muzyką we flagowym stylu grupy. Te "piosenkowe" momenty dosięgają absolutu. Natomiast krótkie przejścia brzmią ciekawie, ale mam czasem wrażenie, że czegoś tutaj brakuje, szczególnie podczas scen mniej dynamicznych. Jest mrok, są mrożące krew w żyłach fragmenty, bywa bardzo psychodelicznie, dziwnie, ale akurat tutaj warto chyba obejrzeć film, by mieć pełen ogląd sytuacji, by wyciągnąć jeszcze więcej detali. 

Nagranie muzyki obrazującej, która wybroni się bez warstwy wizualnej to nie lada sztuka. Czy warto coś takiego publikować jako zespołowy album? Odpowiedź nie będzie jednoznaczna. Z czasem każdy nabiera doświadczenia i wytrwale pracując staje się lepszy. Oba wspomniane albumy są wystarczająco dobre, by się obronić, ale wiadomo, że nic nie jest w stanie zastąpić pełnej płyty stworzonej tak, by to muzyka była na pierwszym miejscu.