Zespołu Voo Voo nie trzeba przedstawiać. To jedna z najoryginalniejszych i najbardziej pracowitych grup w historii polskiej muzyki. Kwartet dowodzony przez Wojciecha Waglewskiego od ponad trzydziestu lat zachwyca fanów niezwykłym gatunkowym połączeniem, z płyty na płytę odkrywając nowe brzmienia, nie dając się zaszufladkować, jednocześnie nie pozbawiając muzyki najwyższej jakości.
"Jest kłopot z
klasyfikacją... To, co gramy jest wynikiem sumy doświadczeń muzyków Voo Voo.
Myślę, że to się wpisuje w ogólny pejzaż muzyki współczesnej, która najczęściej
jest dziś eklektyczna. To znaczy zawiera elementy muzyki klasycznej, etnicznej,
jazzowej, rockowej i nawet tanecznej." - tak o twórczości Voo Voo mówi
lider.
Każdy występ zespołu to
niespodzianka, zależna od nastroju i upodobań muzyków w danym dniu. To dźwiękowa
podróż przez fascynacje i inspiracje artystów, którą wypełniają nieoczywiste
aranżacje znanych utworów, co możliwe jest dzięki nietuzinkowym umiejętnościom technicznym
każdego z członków grupy. Zróżnicowane partie perkusji Michała Bryndala,
soczyste brzmienie basu Karima Martusewicza, ciekawe solówki Wojciecha Waglewskiego
i wirtuozeria na instrumentach dętych Mateusza Pospieszalskiego tworzą
połączenie doskonałe. Całości dopełnia dodatek klawiszy, ciepły, charakterystyczny
wokal Waglewskiego oraz porywające, orientalne wokalizy Pospieszalskiego, ocierające się
momentami o śpiew gardłowy.
Podczas ostatnich występów muzycy
Voo Voo skupiali się głównie na promocji ostatniego wydawnictwa "7", zawierającego
barwny opis codzienności. Jak pisałam w podsumowaniu ubiegłego roku tydzień wg
Wojciecha Waglewskiego i spółki rozpoczyna się w melancholijną środę, brnąc
dalej przez dający nadzieję czwartek, relaksujący piątek, radosną sobotę,
leniwie snującą się niedzielę, mroczny poniedziałek i wcale nie lżejszy wtorek.
Wszystko to podane jest w przepięknej muzycznej formie.
Koncert w gdańskim Parlamencie był
wydarzeniem wyjątkowym, gdyż w ramach odskoczni muzycy postanowili
zaprezentować przekrojowy materiał z całej swojej twórczości, powracając do zespołowych
początków. Najbardziej progresywny materiał z nowego albumu, z którego pojawiły
się rozbudowane wersje "Piątku" i "Niedzieli" zestawili z
zupełnie nowymi aranżacjami znanych i lubianych hitów, na czele z radosnym
"Nim Stanie Się Tak…", melancholijno - jazzowym "Nabroiło
Się" oraz wieńczącą występ fantastycznie rozwijającą się "Flotą
Zjednoczonych Sił".
Już od początku występu nie było
miejsca na nudę. Artyści pokazali, że świetnie czują się razem na scenie i mimo
upływu lat wciąż pozostają młodzi duchem i pełni energii. Koncert potraktowali
z przymrużeniem oka, zaskakując siebie wzajemnie nieplanowanymi zagraniami,
tocząc porywające muzyczne pojedynki na solówki i prześcigając się w
improwizacjach. Doskonałej technice towarzyszyła radosna atmosfera, bardzo dobry
kontakt muzyków z publicznością, a także, co ważne, bardzo dobra akustyka. Znalazło
się również miejsce na ciekawą anegdotę. Podczas gdańskiego koncertu chrzest
bojowy przeszła nowa gitara Wojciecha Waglewskiego, którą otrzymał na urodziny w
spadku po zmarłym Japończyku, który był fanem zespołu.
Waglewski, Martusewicz,
Pospieszalski i Bryndal grali ponad półtorej godziny, a po zakończeniu występu i
dwóch bisach długo kłaniali się i dziękowali publiczności za przybycie. Wzajemnym
uśmiechom nie było końca. Był to przesympatyczny wieczór, wypełniony pozytywną energią
i doskonałymi dźwiękami. Szkoda tylko, że tym razem nie dopisała frekwencja - do
Klubu Parlament przybyło jedynie około 100 - 200 osób, co jak na zespół tej
rangi jest dość nietypowym zjawiskiem. Byli to jednak świadomi słuchacze,
którzy mieli okazję spędzić z zespołem naprawdę "dobry wieczór".