Czas pędzi nieubłaganie i ani się człowiek obejrzał, dwa festiwalowe dni przeminęły bezpowrotnie. Drugiego dnia Soundrive Festival 2022 emocji było co najmniej tyle, co dnia pierwszego, a nawet więcej. Tym razem królowały nieco inne brzmienia niż metal, co nie znaczy, że nie było mrocznie i potężnie. Nie brakowało też urokliwych melodii i po prostu fajnych, chwytliwych piosenek.
Festiwalowy dzień rozpoczęłam w B90, od mrocznego, intensywnego i dopracowanego w każdym calu setu projektu HaKaeL, który tworzą Bartosz Hervy, Jakub Leonowicz i nieobecny tego wieczoru Łukasz Kumański. Elektronika rodem z otchłani, pięknie zaaranżowana scena i wciągające wizualizacje - krótko pisząc był to miód na moje uszy. Jedyne, czego mi zabrakło, to późniejsza pora, bo taka muzyka o godzinie siedemnastej, choćby nawet w najbardziej zaciemnionej sali i tak minimalnie traci ze względu na porę dnia.
Na scenie B90 świetnie zaprezentowały się także Nagrobki, które swój pełen czarnego humoru koncert urozmaiciły zaproszeniem wyjątkowych gości - Maćkowi Salamonowi i Adamowi Witkowskiemu przez cały występ towarzyszył niespecjalnie ekspresyjny, ale bardzo przekonujący Jakub, czyli 1/2 projektu Wczasy oraz Anna Steller, która wykonała przepiękny układ taneczny do grobowych dźwięków, tworząc w ten sposób fantastyczny kontrast do niewesołej muzyki.
Warto było zajrzeć też na koncert szwajcarskiego zespołu Sinplus. Mimo gitarowej energii i chwytliwych piosenek zabrakło mi w tym występie oryginalności. Cytaty z hitów Queen, AC/DC czy U2 były w niektórych momentach tak oczywiste, że zamiast skupić się na emocjach zastanawiałam się, gdzie już słyszałam dane zagranie. Niby lubimy to, co już znamy, ale czy do takiego stopnia? Tu zdania pewnie będą podzielone.
Tym razem na scenę Plenum zajrzałam tylko na moment, a trwający wówczas koncert duetu Kadabra Dyskety Kusaje niestety nie sprawił, że zatrzymałam się tam na dłużej. Nie przyciągnęły mnie także popowe piosenki Kamila Husseina. W tym czasie w schronie pod B90 (scena Shelter) grał Knur i był to bardzo specyficzny performance. Charyzmatyczny lider zespołu w białym, wełnianym swetrze krzyczał do mikrofonu i przechadzał się po scenie w bardzo psychodeliczny, niepokojący sposób, spoglądając na publikę tak, jakby się jej obawiał, a jednocześnie sprawiał, że słuchacze odczuwali dyskomfort. Mam nieodparte wrażenie, że gdzieś go już widziałam... za rogiem w ciemnej uliczce? A nie, przepraszam, podczas występu grupy Ugory!
Scenę Drizzly Grizzly opanowały tego wieczoru przede wszystkim charyzmatyczne zespoły popowe. Fantastycznie zaprezentował się Van Cyklop, który poruszył mnie wrażliwością i skromnością, a zarazem scenicznym obyciem. Trudno uwierzyć, że był to debiutancki koncert tria. Mają świetne piosenki, fajne pomysły i naprawdę wiedzą, co chcą robić.
Wokalista przyznawał, że jeszcze niedawno wahał się czy próbować dotrzeć do ludzi z taką muzyką, ale do nie poddawania się przekonał go Jarek Zagrodny z grupy Bluszcz, która występowała na tej samej scenie dwie godziny później. I całe szczęście, że się nie załamali i zaryzykowali! Jeśli pierwszy występ był tak dobry to można być spokojnym o kolejne. Trzymam mocno kciuki!
Wspomniany Bluszcz porwał publiczność do tańca charakterystycznym połączeniem melancholii i chwytliwości. Wśród fanów zebranych w Drizzly Grizzly trudno było wypatrzyć kogoś, kto by choć delikatnie nie podrygiwał do tych fantastycznych piosenek, którym nie brak dobrych, przemyślanych tekstów.
Fajna interakcja z publicznością miała miejsce podczas występu tria Chair. Jednak nagroda dla najbardziej szalonego koncertu dnia należy się grupie Swayzee, która rozniosła "niedźwiedzią" scenę w pył. Charyzmatyczny wokalista, który wygląda trochę jak David Bowie, a trochę jak rasowy rockandrollowiec i jego szaleni koledzy zaprezentowali totalnie wciągającą mieszankę tanecznego glam rocka i gitarowego wykopu. Scena kipiała od energii i seksu, co jest nieodłącznym elementem tej estetyki. Działo się! Jestem pewna, że o tej grupie już wkrótce zrobi się głośno.
Nie miałam już niestety siły na finałowe taneczne melodie grupy Niemoc. Całą energię wyeksploatował ze mnie... hip hop. Jak pewnie wiecie, nie jestem ani wielką fanką, ani tym bardziej znawczynią tego nurtu, a już szczególnie nowych trendów w tej muzycznej działce, ale jako otwarta słuchaczka postanowiłam przekonać się na własne uszy, jak prezentują się dźwięki, które przyciągają na koncerty tłumy i sprawiają, że młodzież mdleje pod sceną z wrażenia. Młody Dzban może i miał w sobie mnóstwo luzu i dystansu do siebie, jednak jego styl mnie nie porwał, podobnie jak forma setu zaprezentowana w podziemiach przez Jakuba LDDV. Teksty o totalnym życiowym hedonizmie przeplatane z dylematami i dramatami życiowymi? To jest zupełnie naturalne i w pewien sposób zrozumiałe i właściwie nie szokuje. Nie jest niczym nadzwyczajnym w obecnych czasach też brak żywych instrumentów i niespecjalnie ambitny podkład puszczany z komputera.
Gigantyczny szok przeżyłam za to, gdy na podziemnej scenie pojawili się Młody Korden i Cygan 9, którzy nie przebierają w słowach. Do dorosłości obu wiele jeszcze brakuje, a szczególnie Cyganowi, który ledwie skończył lat 12 Nie brakuje im za to pewności siebie, przekonania o wybitnej wartości własnej twórczości, charyzmy i obycia ze sceną, choć mam nieodparte wrażenie, że chodzi tu jedynie o zabawę i wywołanie efektu szoku. Tak, pojawiły się przekleństwa i mnóstwo wyrażeń, o które dopiero poznające świat dzieciaki bym nie posądzała. Chociaż może jednak w obecnej rzeczywistości? "Wypierdolenie" z domu, gdy tylko zarobi się odpowiednią ilość hajsu to chyba najlżejsze z nich i jedyne, które mogę tu zacytować. Granica wieku odpowiedniego dla pewnych doświadczeń przesunęła się niepokojąco nisko, na co wpływ z pewnością ma nieograniczony dostęp do internetu i mediów społecznościowych. Dla części osób wszystko to było to zabawne i śmieszne, dla mnie jednak nieprawdopodobnie dobijające. To wszystko jest jednak wodą na młyn do dyskusji na różnym poziomie. Jeśli taka jest przyszłość muzyki, to jestem nią bardzo zaniepokojona.
A jak to wszystko wyglądało? Zobaczcie poniżej. Przed nami jeszcze trzy festiwalowe dni. Na pewno będzie ciekawie.
HaKaeL
VAN CYKLOP
KADABRA DYSKETY KUSAJE
KAMIL HUSSEIN
KNUR
CHAIR
SINPLUS
JAKUB LDDV