poniedziałek, 19 maja 2025

Precyzyjnie i z zimną krwią, czyli o występach Godflesh, Thaw i Larma w warszawskiej Progresji

Dwóch muzyków, ściana dźwięku, klimatyczne obrazy i mrok, który wnika głęboko w duszę - tak na żywo brzmi Godflesh, brytyjska grupa, która zainspirowała brzmienie Nine Inch Nails, Ministry czy Fear Factory.  Justin Broadrick i G.C. Green od ponad trzech dekad niezmiennie sieją spustoszenie na światowych scenach, o czym można było przekonać się w piątek w Warszawie.

Oprócz pionierów industrial metalu w Progresji zaprezentowali się też muzycy reprezentujący to, co w rodzimej gałęzi tej odmiany ciężkich brzmień najciekawsze i najlepsze - Thaw oraz Larmo.  Był to wymarzony wieczór dla fanów elektroniczno-industrialnego odłamu ekstremalnej hałaśliwości i eksperymentów.

 



 

Śląskie krajobrazy

Górnicze kaski, niebezpieczna praca w podziemiach, zgrzyty kopalnianych szybów, szarość pełnego smogu i pyłu krajobrazu zdominowanego przez kominy, wzmożony ruch pojazdów - to Śląsk, którego niespokojny charakter oddają w swojej sztuce z powodzeniem członkowie Thaw i Larma. Oba projekty prezentują nieco inne odmiany ciężaru, ale równie skuteczne, bo prowadzące w mroczną, bezkresną otchłań, o czym można było przekonać się dobitnie w piątek w Progresji.

 

Rozpoczął projekt drugi z wymienionych - jednoosobowy, elektroniczny. Larmo to po śląsku hałas i trudno o lepszą nazwę w tym przypadku. Jest to jednak hałas przemyślany, dopracowany, jedyny w swoim rodzaju. Na żywo miażdży i wprowadza w trans. Mirosław Matyasik wystąpił tego wieczoru dwukrotnie. Oprócz autorskiego, potężnego, konkretnego setu pełnego zgrzytów, drone'ów i przesterów podkreślonego, pięknymi klimatycznymi wizualizacjami, wsparł także kolegów z Thaw, by jeszcze bardziej nasycić niepokojem i ciężarem ich brzmienie - niespieszne, zamglone, wbijające w podłogę, hipnotyzujące. 

Była tu rytualność bliska doświadczeniu prezentowanemu na żywo przez Belgów z AMENRY, był też autorski pomysł na podkreślenie obezwładniającej mocy hałasu, gdzieś na przecięciu technicznej precyzji i emocjonalnego walca. Konkret i zderzenie skrajności - z jednej strony ambientową przestrzeń i wściekłość, z drugiej pustkę i potęgę. Otchłań. 



 

Tak brzmi industrial metal

Są bezkompromisowi. Od ponad trzydziestu lat ich muzyka rozbraja, rozrywa, wbija w podłoże i przeszywa przeraźliwym zimnem, wypełniając wnętrze niepokojem. Godflesh są minimalistyczni, ale niezwykle skuteczni w tym, co prezentują - ta mechaniczna, niekiedy oszczędna muzyka powala mocą, a w połączeniu z klimatyczną oprawą graficzną wprowadza w trans.

To nie był łatwy koncert - głośny, hałaśliwy, niekiedy przytłaczający. A jednak wciągnął totalnie swoim charakterem - transowością, grą świateł i mocą. Justin Broadrick i G.C. Green wspierając się potężnym ekranem z wizualizacjami zbudowali niezwykły klimat, nadając swojemu występowi niemal duchowy,  intymny charakter. Ten koncert przeżywało się w duszy, pozwalając powoli, konsekwentnie pochłonąć się mrocznej otchłani. 


Ta pełna niepokoju, zimna muzyka w surowej, klubowej przestrzeni, w ten przeszywający chłodem, deszczowy, wręcz jesienny wieczór wpisała się idealnie. Wybrzmiała jeszcze dobitniej i jeszcze potężniej niż podczas ubiegłorocznego finału lata na Summer Dying Loud. Jeden z najlepszych koncertów tego roku? Oj bez wątpienia... 


Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: 

Godflesh: https://www.muamart.pl/index.php/godflesh-ii/

Thaw: https://www.muamart.pl/index.php/thaw-ii/

Larmo:  https://www.muamart.pl/index.php/larmo-ii/