środa, 18 czerwca 2025

Gdy zwycięża miłość do muzyki, czyli o występie Coilguns, Why Bother? i Dule Tree w Drizzly Grizzly

Miłość to niełatwa sprawa - wymagająca poświęceń, wyrzeczeń, zaangażowania, niezależnie od tego, czy dotyczy ona uczucia do drugiej osoby czy do zajęcia, które staje się pasją. Na przykład do muzyki, która gdy już stanie się częścią czyjegoś życia, pozostaje w nim na zawsze. Właśnie o niej na swojej nowej płycie "Odd Love" śpiewają Coilguns - fenomenalna grupa ze Szwajcarii, która od ponad dekady idzie konsekwentnie własną drogą, bez kompromisów. Po kilku latach przerwy wróciła na krótką trasę do Polski, w ramach której odwiedziła gdański Drizzly Grizzly, a towarzyszyli jej równie nietuzinkowi goście specjalni. 

 


 

Spotkanie przyjaciół i świetna zabawa  

Członkowie Coilguns i Bartosz Boro Borowski przyjaźnią się od lat, toteż trudno było sobie wyobrazić, by nie zorganizowali wspólnego wypadu. Nie mogło być inaczej - Boro zebrał swoich przyjaciół i wyruszył wraz ze Szwajcarami w podróż po kilku polskich miastach, wieńcząc trasę w Gdańsku, w jednym z najlepszych klubów w naszym kraju. Przestrzeń Drizzly Grizzly pod względem klimatu oraz technicznych warunków sprawdziła się idealnie. Szkoda jedynie, że ze względu na niedzielny wieczór frekwencja była nieco niższa niż w pełni weekendowego wypoczynku. Ale nie to było najważniejsze - liczyło się to, że zgromadziło się kilkadziesiąt osób, by wspólnie przeżyć coś wyjątkowego, by dzielić się emocjami, by być tu i teraz i chłonąć muzykę w jej najczystszej postaci - surowej, żywej, pełnej energii i bezkompromisowości. 




 

Jako pierwsi zagrali Why Bother?, których czytelnicy tej strony dobrze już znają. To czterech przyjaciół z Trójmiasta, którzy idą po bandzie - grają czystego rock'n'rolla, cieszą się chwilą i chcą przekazać coś ważnego - że każdy jest ważny, że wszyscy są równi i każdy ma prawo być sobą. Manifestują to bardzo wyraźnie występując w sukienkach. Co grają? Wybuchową mieszankę hałasu, punkowego brudu i improwizacji. Prowadzi te gitarowe wariactwa swoim bezkompromisowym wokalem i sceniczną ekspresją wszechstronny Rafał Jurewicz. To dźwięki, które sprawdzają się w koncertowej sytuacji idealnie. Choć był to zaledwie wstęp do tego, co nastąpiło tego wieczoru później, było już bardzo konkretnie... 

 

 

Bezkompromisowo i z klasą  

Gdy zakładali ten zespół, chcieli grać prostszą i bardziej energiczną muzykę, niż tworzyli w ramach The Ocean. Finalnie połączyli post-metalową moc i przestrzenność z bezpośredniością hardcore-punkowego przekazu, tworząc zupełnie nową jakość. Na swojej nowej płycie poszli o krok dalej, dodając odrobinę przystępności i chwytliwych riffów, które w połączeniu z połamanymi rytmami sprawdzają się w koncertowej odsłonie idealnie. Coilguns grają po swojemu, jak nikt inny i są przy tym skromnymi, sympatycznymi ludźmi, którzy chcą dzielić się z fanami tym, co kochają najbardziej - miłością do muzyki, wspólnego jej przeżywania na żywo i dzielenia się energią. Dziękują przy tym każdej jednej osobie, która zdecydowała się sięgnąć po ich twórczość, mając nadzieję, że odnalazła w niej coś dla siebie. A jest tu czego szukać - nie tylko w muzyce, ale też w tekstach pełnych refleksji i cennych przemyśleń. 

 


Muzyka Coilguns zdecydowanie łączy ludzi - jest gdzieś pomiędzy punkiem, hałaśliwością i metalem, a przede wszystkim jest szczera. Zagrana z pasją i zaangażowaniem na żywo tylko przybiera na sile.  "Odd Love", który jest kwintesencją twórczości grupy stanowił też rdzeń ich fantastycznego występu w Gdańsku, który w idealnych proporcjach zrównoważył jakość i bezkompromisowe szaleństwo. Nie brakowało skoków, tańców i wymiany energii z publicznością. Nieobliczalny wokalista grupy Louis Jucker już na początku koncertu skoczył w publiczność, by wspólnie szaleć w pogo i wykrzyczeć bezpośrednio do ludzi teksty pełne gorzkich refleksji na temat współczesnego świata. Był to jeden z tych momentów w których można było poczuć, że nie jesteśmy z naszymi rozterkami sami i to, co nas frustruje i spędza sen z powiek dotyka też innych wrażliwych ludzi, którym coraz trudniej jest odnaleźć się w pędzącym donikąd i zmierzającym ku zagładzie świecie. Warto jednak w tym szaleństwie trzymać się tego, co kochamy i dzielić się pozytywną energią z innymi, choćby tą tytułową "dziwną" miłością.  W ten sposób można coś zdziałać, a przynajmniej podnieść kogoś na duchu i dodać mu sił w dalszej walce. 

Ponad godzinny występ upłynął błyskawicznie, przynosząc przybyłym dużo uśmiechu i dobrej energii. Pakiet przytulasów, przybijanych piątek, wspólnych tańców, owacji i bezpośrednich podziękowań w połączeniu z fantastyczną muzyką był dokładnie tym, czego potrzebowałam. 

 


 

 Oswajając lęki i wyrzucając z siebie wszystko, co przygniata

Co pozostało po tak intensywnych doznaniach? Właściwie dwie opcje - pójście do domu, by nieco odsapnąć i poskładać myśli w całość lub jeszcze bardziej zwariowane doświadczenie. Warto było zdecydować się na tę drugą możliwość - w wykonaniu Dule Tree. Trójmiejski duet to jeden z najbardziej bezkompromisowych zespołów w naszym kraju. To było jedno z najbardziej bezpośrednich i szczerych doświadczeń, jakie można sobie wyobrazić - absolutnie oczyszczające. "Poprzez miarowe uderzenia bębnów, gitarowe zgrzyty, hałas i wrzask muzycy wyrażają całe zło tego świata, całą nagromadzoną frustrację i brak zgody na krzywdę, która ma miejsce dookoła nas." - tak pisałam kilka lat temu relacjonując ich występ w Desdemonie. Nic się w tym temacie nie zmieniło - nadal jest równie mocno, konkretnie i szczerze. Muzycy nadal oswajają lęki, przekraczają kolejne granice, pokazując, że sztuka nie ma granic. To był piękny finał fantastycznego wieczoru. 

Więcej zdjęć z koncertu znajdziecie tu: 

Coilguns: https://www.muamart.pl/index.php/coilguns-i/

Why Bother?: https://www.muamart.pl/index.php/why-bother/

Dule Tree:  https://www.muamart.pl/index.php/dule-tree/